5 października 2015

Otulona uczuciem - Fragment 4

Bez mojej roztrzepanej ciotki w domu, w końcu mogłam się zrelaksować w otulającej mnie samotności. Przygotowałam obiadokolację, tym razem uważnie dobierałam proporcje, aby przypadkiem nie zostało nic do zaniesienia Kastielowi z nad przeciwka. Nakryłam do stołu i nie czekając na spóźniającą się opiekunkę zabrałam się do jedzenia. Chwyciłam sztućce i już, gdy miałam przeciąć kawałek przyprawionej piersi kurczaka rozległ się dzwonek do drzwi. Jeśli to ciocia to ma klucze, a jeśli ktoś inny to wolę rozsmakować się w posiłku. Ignorując przybysza, włożyłam kawałek mięsa do ust. Razem z żuciem, nie ustający dzwonek stawał się coraz bardziej uciążliwy. Zdenerwowana wstałam, by zobaczyć kto mi przeszkadza. Mój poziom wkurzenia wzrósł na widok natręta.
-Czego chcesz? –Jakby mnie to interesowało. Kastiel stał przede mną z pojemnikami po wczorajszej kolacji.
-Mama nie kupiła córeczce telefonu? –Zapytał tym chamskim tonem.
-Nie potrzebuję tych zbędnych rzeczy. –Jak to był powód, dla którego musiałam opuścić talerz to masz trzy sekundy, by wiać.
-Twoja ciotka do mnie dzwoniła. Nie wróci na noc. Bełkotała coś, że poniósł ją melanż i kazała mi zjeść z tobą, żebyś nie czuła się samotna.
-Ale ja lubię być samotna! –Popatrzył na mnie zdziwiony. Takie to kurde dziwne? Przyznaje, jestem aspołeczna. Najlepiej czuję się sama. Ewentualnie w towarzystwie kwiatków. Ale one są ciche. Nie lubię rozmawiać, nie jestem krasomówcą.
-To co blondi, wpuścisz mnie? –Jeszcze raz powiesz do mnie „blondi” to ci przywalę. Albo zresztą, mów sobie co chcesz. Nic mnie to nie obchodzi.
-Sorry, ale nie wpuszczam nieznajomych. –Oparł się o próg i nachylił się bliżej.
-Jak masz na imię? –Zapytał. W co on se pogrywa zaś? Sklerozę ma?
-Już ci się przedstawiałam.
-Ta? A mówiłaś, że jesteśmy nieznajomymi. Gubisz się we własnych słowach. –Kurde. Ma mnie. Skąd się biorą takie charaktery? Nic dziwnego, że mieszka sam. Pewnie rodzice mieli go dość tak samo jak ja.
-Nie ma żarcia! –Nie lubię kłamać, ale nie widzę innego wyjścia.
-Ziółka w szparach twoich zębów wskazują co innego. –Spojrzałam na niego złowrogo. Jak ja mam się ciebie pozbyć? Trudny przypadek.
-Wiesz jak komuś skutecznie uprzykrzyć życie.
-Jestem w tym mistrzem, jeszcze się przekonasz. –Uśmiechnął się łobuzersko. Jakoś wcale w to nie wątpię.
-Wolałabym nie. Zjesz w ciszy i se pójdziesz. –Jeden warunek.
-Od razu. –No i co się tak szczerzysz? Dosypię ci chyba czegoś, żebyś więcej nie przyłaził. Co z moją nieodpowiedzialną ciotką? Zero życiowego doświadczenia, nikomu nie można ufać. Szczególnie tym, co farbują włosy na czerwono. To jakiś bunt? Chyba, żeby tylko działać na nerwy.
-Dobra, to wchodź. –Zaburczało mi w brzuchu, więc łaskawie zaprosiłam go do środka.
                Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Słychać było tylko brzdąkanie sztućców. Zastanawiałam się nad relacją mojej ciotki z tym kłopotliwym chłopakiem. Dlaczego muszę z nim teraz spędzać czas? Zresztą on sam wygląda na takiego, co nie przepada za towarzystwem dziewczyn. Dziwne to wszystko jest. Wiem, że dobrze gotuję, ale bez przesady, aby narzucał mi się tylko dla jedzenia. Gdy skończyliśmy, pozbierałam naczynia ze stołu.
-Na razie mała. –Usłyszałam, zmywając naczynia. Co za prostak, nawet posprzątać mi nie pomógł. Przynajmniej szybko się zwinął. Och co za męczący dzień.
                Obudziło mnie okropne trzaskanie na parterze. Zaniepokojona wygrzebałam się z ciepłego łóżka i zeszłam po schodach, by sprawdzić źródło hałasu. Na ścieżce od otwartych drzwi wejściowych do kuchni zastałam porozrzucane części garderoby. Po śladach, niepewnie zajrzałam zza ściany do kuchni. Widok był obrzydliwy. Wypięty tyłek mojej pół nagiej ciotki śpiącej w lodówce. Zakryłam ręką usta, powstrzymując wymiotne uczucie. Rozwalone na ziemi jedzenie, jak ona tak może? Co za brak szacunku. Klepnęłam ją w pośladek w akcie obudzenia. Przestraszona walnęła swoją pustą głową o półkę wyżej. Kolejne artykuły spożywcze wypadły na podłogę, gdy z trudem wyciągnęła swoje ciało z chłodnego wnętrza.
-Alicuuuś. –Opadła mi na szyję, a zmęczenie wróciło, bo znów przysnęła. Ostrożnie ułożyłam ją na ziemi. Jest zbyt ciężka i zbyt denerwująca, bym w pojedynkę dała radę zawlec ją do łóżka. Skoczyłam po coś, czym mogłabym zaścielić jej prowizoryczną sypialnię. Z trudem wsadziłam poduszkę pod jej łeb. Przykryłam ją kocem. Wzięłam się za posprzątanie skutków jej wpół przytomnego powrotu. Powyrzucałam to czego nie dało się uratować, naprawiłam zdewastowane półki i umyłam wykafelkowaną podłogę. Nie zajęło mi to wiele czasu, ale nie widziałam sensu wróceniu do krainy snu. I tak już nie zasnę. Spojrzałam na cyfrowy zegar pieca. Za dużo wolnego czasu przed szkołą, trzeba się czymś zająć. Stwierdziłam, że zajmę się ogarnianiem mieszkania. Przez beztroskie życie ciotki jest okropnie zaniedbane. Nie mogę egzystować w nieporządku.
                Mam jeszcze tyle do zrobienia, myślałam w drodze do szkoły. Niestety zdążyłam tylko uporządkować salon. Jakoś smutno mi. Te zmiany są zbyt prędkie, boję się, że nie nadążę. Moje niegdyś spokojne życie, zachwiało się. Staje się coraz cięższe. Stanęłam przed bramą szkoły. Ach jak mi się tam nie chce iść. Wolałabym po plewić w ogródku niż siedzieć na lekcjach, obserwując płynące po niebie chmury przez okno. Głupotą jest zmuszanie nas do edukacji. Kto ambity robiłby to we własnym zakresie. A i tak niczego przydatnego już nas nie nauczą.
-Czeeeść Alice! –Zawołała rezolutnie piękna jak zwykle Rozalia.
-Witaj panienko. –Przywitał się także olśniewający Lysander. Tak baczniej mu się przyglądając, to z jakiej on epoki się urwał? Ale przyznaję, jego styl jest dostojnie piękny.
-Cześć, cześć. –Rzekłam olewająco. Ruszyliśmy w troje do trzypiętrowego budynku.
-Podoba ci się w naszym „Słodkim Amorisie”? –Zapytała tryskając pozytywną energią. Powoli jej entuzjazm udzielał się i mi, gdy powędrowałam pamięcią do szkolnego ogrodu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nawet. –Odparłam. Weszliśmy do środka, a ja postanowiłam zapisać się do wczoraj wspomnianego przez dziewczynkę klubu ogrodników.

6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie za krótki. Ale na razie często dodajesz więc nie mam na co narzekać ;) . Ja to bym ciągle coś czytała...
    Ciotka tak szalona. Skoro ona chodzi na imprezy, to może była kilka razy z Kastielem na melanżu? Tak... to by wszystko tłumaczyło...
    Jak tak dalej pójdzie to Kastiel wykupi domowe obiadki u Alice i przy okazji czasami darmowe dostawy do domu xD
    Rozdział bardzo mi się podoba. Pozdrawiam i przesyłam wenę ^^ .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie chcę ich robić za długich, aby zapobiec dłużeniu się i zanudzeniu czytelnika :) Fragmenty będę starać się przesyłać codziennie, więc czytania nie zabraknie. Ciotka może Cię jeszcze wiele razy zaskoczyć, a co do obiadków to mieszkając w internacie przekonałam się, że wygłodzony chłopak może zrobić wszystko dla pysznego, ciepłego oraz domowego posiłku ;) (nie żebym brała to z własnego doświadczenia :P) Dziękuję za ten motywujący komentarz, bardzo go doceniam. ♥ Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. mm nasz Buntownik lubi domowe żarełko hyhy nie no banan mi z twarzy nie schodzi jak czytam twoje dzieła to mam podjar na maxa no i dobrze oby tak dalej. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. ♥♥♥♥♥♥ serduszka motywacyjne

    OdpowiedzUsuń
  4. A tam...... Też coś napiszę i nabiję ci komentarz :D

    OdpowiedzUsuń