Bez mojej
roztrzepanej ciotki w domu, w końcu mogłam się zrelaksować w otulającej mnie
samotności. Przygotowałam obiadokolację, tym razem uważnie dobierałam
proporcje, aby przypadkiem nie zostało nic do zaniesienia Kastielowi z nad
przeciwka. Nakryłam do stołu i nie czekając na spóźniającą się opiekunkę
zabrałam się do jedzenia. Chwyciłam sztućce i już, gdy miałam przeciąć kawałek
przyprawionej piersi kurczaka rozległ się dzwonek do drzwi. Jeśli to ciocia to
ma klucze, a jeśli ktoś inny to wolę rozsmakować się w posiłku. Ignorując
przybysza, włożyłam kawałek mięsa do ust. Razem z żuciem, nie ustający dzwonek
stawał się coraz bardziej uciążliwy. Zdenerwowana wstałam, by zobaczyć kto mi
przeszkadza. Mój poziom wkurzenia wzrósł na widok natręta.
-Czego chcesz? –Jakby mnie to
interesowało. Kastiel stał przede mną z pojemnikami po wczorajszej kolacji.
-Mama nie kupiła córeczce telefonu?
–Zapytał tym chamskim tonem.
-Nie potrzebuję tych zbędnych rzeczy. –Jak
to był powód, dla którego musiałam opuścić talerz to masz trzy sekundy, by
wiać.
-Twoja ciotka do mnie dzwoniła. Nie wróci
na noc. Bełkotała coś, że poniósł ją melanż i kazała mi zjeść z tobą, żebyś nie
czuła się samotna.
-Ale ja lubię być samotna! –Popatrzył na
mnie zdziwiony. Takie to kurde dziwne? Przyznaje, jestem aspołeczna. Najlepiej
czuję się sama. Ewentualnie w towarzystwie kwiatków. Ale one są ciche. Nie
lubię rozmawiać, nie jestem krasomówcą.
-To co blondi, wpuścisz mnie? –Jeszcze raz
powiesz do mnie „blondi” to ci przywalę. Albo zresztą, mów sobie co chcesz. Nic
mnie to nie obchodzi.
-Sorry, ale nie wpuszczam nieznajomych.
–Oparł się o próg i nachylił się bliżej.
-Jak masz na imię? –Zapytał. W co on se pogrywa
zaś? Sklerozę ma?
-Już ci się przedstawiałam.
-Ta? A mówiłaś, że jesteśmy nieznajomymi.
Gubisz się we własnych słowach. –Kurde. Ma mnie. Skąd się biorą takie
charaktery? Nic dziwnego, że mieszka sam. Pewnie rodzice mieli go dość tak samo
jak ja.
-Nie ma żarcia! –Nie lubię kłamać, ale nie
widzę innego wyjścia.
-Ziółka w szparach twoich zębów wskazują
co innego. –Spojrzałam na niego złowrogo. Jak ja mam się ciebie pozbyć? Trudny
przypadek.
-Wiesz jak komuś skutecznie uprzykrzyć
życie.
-Jestem w tym mistrzem, jeszcze się
przekonasz. –Uśmiechnął się łobuzersko. Jakoś wcale w to nie wątpię.
-Wolałabym nie. Zjesz w ciszy i se
pójdziesz. –Jeden warunek.
-Od razu. –No i co się tak szczerzysz?
Dosypię ci chyba czegoś, żebyś więcej nie przyłaził. Co z moją nieodpowiedzialną
ciotką? Zero życiowego doświadczenia, nikomu nie można ufać. Szczególnie tym,
co farbują włosy na czerwono. To jakiś bunt? Chyba, żeby tylko działać na
nerwy.
-Dobra, to wchodź. –Zaburczało mi w
brzuchu, więc łaskawie zaprosiłam go do środka.
Siedzieliśmy
naprzeciwko siebie. Słychać było tylko brzdąkanie sztućców. Zastanawiałam się
nad relacją mojej ciotki z tym kłopotliwym chłopakiem. Dlaczego muszę z nim
teraz spędzać czas? Zresztą on sam wygląda na takiego, co nie przepada za
towarzystwem dziewczyn. Dziwne to wszystko jest. Wiem, że dobrze gotuję, ale
bez przesady, aby narzucał mi się tylko dla jedzenia. Gdy skończyliśmy,
pozbierałam naczynia ze stołu.
-Na razie mała. –Usłyszałam, zmywając
naczynia. Co za prostak, nawet posprzątać mi nie pomógł. Przynajmniej szybko
się zwinął. Och co za męczący dzień.
Obudziło
mnie okropne trzaskanie na parterze. Zaniepokojona wygrzebałam się z ciepłego
łóżka i zeszłam po schodach, by sprawdzić źródło hałasu. Na ścieżce od
otwartych drzwi wejściowych do kuchni zastałam porozrzucane części garderoby.
Po śladach, niepewnie zajrzałam zza ściany do kuchni. Widok był obrzydliwy.
Wypięty tyłek mojej pół nagiej ciotki śpiącej w lodówce. Zakryłam ręką usta,
powstrzymując wymiotne uczucie. Rozwalone na ziemi jedzenie, jak ona tak może?
Co za brak szacunku. Klepnęłam ją w pośladek w akcie obudzenia. Przestraszona
walnęła swoją pustą głową o półkę wyżej. Kolejne artykuły spożywcze wypadły na
podłogę, gdy z trudem wyciągnęła swoje ciało z chłodnego wnętrza.
-Alicuuuś. –Opadła mi na szyję, a
zmęczenie wróciło, bo znów przysnęła. Ostrożnie ułożyłam ją na ziemi. Jest zbyt
ciężka i zbyt denerwująca, bym w pojedynkę dała radę zawlec ją do łóżka.
Skoczyłam po coś, czym mogłabym zaścielić jej prowizoryczną sypialnię. Z trudem
wsadziłam poduszkę pod jej łeb. Przykryłam ją kocem. Wzięłam się za
posprzątanie skutków jej wpół przytomnego powrotu. Powyrzucałam to czego nie
dało się uratować, naprawiłam zdewastowane półki i umyłam wykafelkowaną
podłogę. Nie zajęło mi to wiele czasu, ale nie widziałam sensu wróceniu do
krainy snu. I tak już nie zasnę. Spojrzałam na cyfrowy zegar pieca. Za dużo
wolnego czasu przed szkołą, trzeba się czymś zająć. Stwierdziłam, że zajmę się
ogarnianiem mieszkania. Przez beztroskie życie ciotki jest okropnie zaniedbane.
Nie mogę egzystować w nieporządku.
Mam
jeszcze tyle do zrobienia, myślałam w drodze do szkoły. Niestety zdążyłam tylko
uporządkować salon. Jakoś smutno mi. Te zmiany są zbyt prędkie, boję się, że
nie nadążę. Moje niegdyś spokojne życie, zachwiało się. Staje się coraz
cięższe. Stanęłam przed bramą szkoły. Ach jak mi się tam nie chce iść.
Wolałabym po plewić w ogródku niż siedzieć na lekcjach, obserwując płynące po
niebie chmury przez okno. Głupotą jest zmuszanie nas do edukacji. Kto ambity robiłby
to we własnym zakresie. A i tak niczego przydatnego już nas nie nauczą.
-Czeeeść Alice! –Zawołała rezolutnie
piękna jak zwykle Rozalia.
-Witaj panienko. –Przywitał się także
olśniewający Lysander. Tak baczniej mu się przyglądając, to z jakiej on epoki
się urwał? Ale przyznaję, jego styl jest dostojnie piękny.
-Cześć, cześć. –Rzekłam olewająco.
Ruszyliśmy w troje do trzypiętrowego budynku.
-Podoba ci się w naszym „Słodkim
Amorisie”? –Zapytała tryskając pozytywną energią. Powoli jej entuzjazm udzielał
się i mi, gdy powędrowałam pamięcią do szkolnego ogrodu. Uśmiechnęłam się pod
nosem.
-Nawet. –Odparłam. Weszliśmy do środka, a
ja postanowiłam zapisać się do wczoraj wspomnianego przez dziewczynkę klubu
ogrodników.
Jak dla mnie za krótki. Ale na razie często dodajesz więc nie mam na co narzekać ;) . Ja to bym ciągle coś czytała...
OdpowiedzUsuńCiotka tak szalona. Skoro ona chodzi na imprezy, to może była kilka razy z Kastielem na melanżu? Tak... to by wszystko tłumaczyło...
Jak tak dalej pójdzie to Kastiel wykupi domowe obiadki u Alice i przy okazji czasami darmowe dostawy do domu xD
Rozdział bardzo mi się podoba. Pozdrawiam i przesyłam wenę ^^ .
Właśnie nie chcę ich robić za długich, aby zapobiec dłużeniu się i zanudzeniu czytelnika :) Fragmenty będę starać się przesyłać codziennie, więc czytania nie zabraknie. Ciotka może Cię jeszcze wiele razy zaskoczyć, a co do obiadków to mieszkając w internacie przekonałam się, że wygłodzony chłopak może zrobić wszystko dla pysznego, ciepłego oraz domowego posiłku ;) (nie żebym brała to z własnego doświadczenia :P) Dziękuję za ten motywujący komentarz, bardzo go doceniam. ♥ Pozdrawiam serdecznie
Usuńmm nasz Buntownik lubi domowe żarełko hyhy nie no banan mi z twarzy nie schodzi jak czytam twoje dzieła to mam podjar na maxa no i dobrze oby tak dalej. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥♥ serduszka motywacyjne
OdpowiedzUsuńA tam...... Też coś napiszę i nabiję ci komentarz :D
OdpowiedzUsuńNie chcę takich komentarzy siostra :D
Usuń