Do pójścia do
szkoły zmotywowała mnie tylko świadomość zakończenia spraw z klubem. W końcu
stanę się jego pełnoprawnym członkiem. Ucieszona maszerowałam w poniedziałkowy
poranek. Weekend minął mi dość spokojnie. Bez żadnych niepożądanych wizyt, bez
gotowania dla czerwonogłowych darmozjadów. Mogłam wysprzątać mieszkanie, by
poczuć się w nim swobodnie. Ciotka nie wiedziała jak przekazać mi swą
dziękczynność. Czasem czuję się bardziej dorosła niż ona. Moi rodzice byli
bardzo zapracowani, więc często musiałam sama się sobą zajmować, stąd to moje
nietypowe jak na mój wiek zachowanie.
Odnalazłam moją
szafkę. Na razie jest mi nie potrzebna, gdyż nie mam co tam włożyć. Myślę, że w
krótce ją zapełnię. Aby dodać jej jakiegoś akcentu, przykleiłam do wewnętrznej
strony drzwiczek zdjęcie błękitnych niezapominajek. Są to jedne z moich
ulubieńszych kwiatków. Uwielbiam ich kolor oraz drobność. Są urocze i napawają
mnie cudownym optymizmem.
-Cześć Alice, jak minął ci weekend? –
Zapytał ktoś. Przerzuciłam wzrok na zakradającą się od tyłu Iris. Dziewczyno
jesteś wspaniała! Właśnie zamierzałam zabrać się do poszukiwań twej małej
osóbki.
-O cześć. Dobrze, że cię widzę, bo
chciałam, abyś pokazała mi nauczyciela, u którego mam zdobyć podpis. –
Przeszłam do rzeczy. Co ja jej będę opowiadać moje przygodny z mopem i ścierką do kurzu? Nie sądzę, żeby ją to
interesowało, tak samo jak mnie nie ciekawi, co ona porabiała.
-Dzisiaj mamy z nim lekcje, więc nie
musimy biegać po szkole. Podejdziemy do niego po geografii. – Uśmiechnęła się
serdecznie.
-To dobrze. – Odparłam zadowolona, bo nie
za bardzo chce mi się latać po tym ogromnym budynku. Zakluczyłam szafkę i w tym
samym momencie w podskokach przybyła wypełniona jak zwykle pozytywną energią
Rozalia. Skąd u niej ten optymizm? Niech tylko nie gada, że to miłość, bo aż mi
niedobrze. Wszystko zwalamy na te zawirowania, doskonale się mamiąc.
-Aaaaalice jak tam z Kastielem? –
Zapytała, normalnie unosząc się na niewidocznych skrzydłach nad ziemią.
Pierwszy raz widzę takie podniecenie tak błahą sprawą. Ha w sumie przez Twój
nieziemski wygląd pasujesz do roli amorka.
-Właśnie, wstyd mi było pytać, ale
musieliście się zaprzyjaźnić, co? – Dopytała Iris. Dobrze, że chociaż ty
stąpasz twardo… No prawie, skoro twierdzisz, iż przyjaźnię się z tym łosiem.
-No Alice, ja też bym chciał wiedzieć. –
Odwróciłam się, by spostrzec uśmiechającego się szarmancko Kastiela. Czemu mnie
tak straszysz? Dziewczyny trochę speszone, zniżyły wzrok.
- Od kiedy tu stoisz? – Zapytała cicho
Iris.
-Co podsłuchujesz? – Burknęła Rozalia. No
i widać różnicę w temperamentach.
-A od czego mam uszy? – Odpowiedział
pytaniem, na pytanie. Brawo. Błyszczysz inteligencją jak meble, które
wyglancowałam w sobotę. Czyli wcale.
-Wy sobie tu poprowadźcie dyskusję, a ja
idę do klasy. – Oznajmiłam, chcąc jak najszybciej opuścić towarzystwo. Zrobiłam
krok, ale czerwono włosy chwycił mnie za nadgarstek, nie pozwalając mi iść
dalej.
-Zaraz, zaraz. Nie odpowiesz najpierw
koleżankom? – Zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem. Bawi cię to, co? Tworzenie złudzeń
i upokarzanie mnie… Jesteś okropny.
-Kastiel co ty robisz tej panience? –
Chwycił go za ramię Lysander. Mój bohaterski wybawiciel. Naprawdę jest jak
książę. I ze stylu bycia, i z urody. Ciekawe, czy ma jeszcze pieniądze oraz
piękny pałacyk. Kastiel puścił mnie od razu.
-A tak się droczę. – Powiedział
zadziornie, krzyżując ręce na piersi.
-Mam nadzieję. – Uśmiechnął się trochę
sztucznie.
-Właśnie Lysio i jak ten nowy członek
bandy? – Złagodziła napiętą atmosferę Rozalia, starająca się zachować swój
entuzjazm.
-Jest bardzo dobry i zastanawiamy się z
Kastielem nad przyjęciu go na stałe. – Odpowiedział zadowolony.
-No, a jego łysina, aż się prosi o
dowalanie. Fajnie mieć takiego gostka w zespole. – Zaśmiał się szarooki.
-Nie ładnie tak się z kogoś śmiać, bo jest
łysy. – Przyłączyła się do dyskusji lekko rozbawiona Iris. Ja stałam i
słuchałam, nie za bardzo wiedząc o czym mowa. A pytać też nie zamierzałam, bo
szczerze to nie interesowało mnie nic, co nie jest ściśle związane z ogrodem. Rozluźniło
się w końcu, więc mogliśmy udać się w kierunku pierwszych zajęć.
Na
godzinie wychowawczej zostałam oficjalnie przedstawiona klasie. Jak ja nie
lubię takich rzeczy. Stania na środku i opowiadania o sobie bzdet, które mało
kogo obchodzą. Następnie pan Farazowski zapisał mnie na jakąś wycieczkę w góry
pod koniec czerwca. Ehh jak będzie droga to ją oleję. Nie chce mi się nigdzie
jeździć. Dostałam plik dokumentów do pokazania ciotce. Jestem ciekawa jak ta
nieodpowiedzialna imprezowiczka na to zareaguje. Dzień niesamowicie mi się
dłużył. Tak to jest, gdy się czegoś niecierpliwie wyczekuje. A moim celem było
zdobycie podpisu umożliwiającego mi działalność w klubie. Na niczym mi tak nie
zależy jak na tym.
Pani
z polskiego znów czepiała się mnie i Kastiela o podręcznik. Że ma na to energię
w tym męczącym zawodzie. Ale poważnie. Rzadko kto, potrafi sobie wyobrazić jak
to jest, gdy musisz przekazać wiedzę tym, którzy wcale tego nie chcą.
Rozmyślałam nad tym, siedząc na trawie tam, gdzie zwykle. Zajadałam smaczne
kanapki z o dziwo świeżego, porannego pieczywa. Ciotka zaskoczyła mnie tym
zakupem. Och jak tu jest pięknie. Kwiaty łapały promyki słońca tak jak moja
blada twarz.
-Alice to ty tutaj. – Powiedziała
nieśmiałym, spokojnym głosikiem drobna Violetta.
-Ta. Chciałam zjeść śniadanie. – Odparłam,
a dziewczynka usiadła niedaleko mnie. Cały czas nie mogę się przestawić. Jej
usposobienie przypomina mi o mojej młodszej siostrzyce. Co sprawia, że
mimowolnie rodzi się we mnie opiekuńczość.
-Roza cię szukała. – Poinformowała
wyciągając z teczki kartki i pudełko z ołówkami. Szukała? Więc udało mi się
przed nią skryć. No i dobre. Przynajmniej mogę pobyć w spokoju… Spojrzałam na
rozglądającą się uważnie Violettę. No prawie, ale ona jest wystarczająco
cichutka, żebym mogła udawać, iż jej tu nie ma. - Mogę cię naszkicować? –
Zapytała nieśmiało. Nie potrafię odmówić jej błaganiu. Jest zbyt malusia.
-Ale będę mogła chociaż jeść? – Wolałam
się upewnić, bo miałam niesamowity apetyt.
-Tak. Poradzę sobie jakoś. Tylko jakbyś
mogła się nie ruszać zbyt dynamicznie. – Uśmiechnęła się mierząc mnie ołówkiem.
Zwykłą kredką ściąga moje proporcje, kosmos. Jak ci plastycy z plam i kresek
tworzą takie piękne rzeczy? Szkoda, że ten wyjątkowy talent zamyka ich we
własnym świecie. Taka już cena. Być innym, nie szablonowym. Mieć swoje indywidualne
patrzenie, teorie, poglądy. Nie przejmowanie się krytyką i skrzywioną opinią.
Tacy są w skrócie, ci, postrzegani za nienormalnych. A przez kogo? Równie
nienormalnych. Jaki jest w ogóle wzór na normalność? Błędnie myślimy i błędnie
oceniamy. Tymczasem ja zazdroszczę tym zdolnym osobnikom. Podziwiam ich, za ciągłe
dążenie do doskonałości w swoim fachu. Za wytrwałą pasję, bo tak niewiele jej w
dzisiejszych czasach.
Po
przerwie obiadowej powędrowałam razem z zadowoloną Violettą na lekcję geografii.
Rozalia zauważając nas, podbiegła wypełniona radością. Jej długie, piękne włosy
unosiły się w ruchu jakby były stworzone z najdelikatniejszych nitek.
- Alice szukałam cię! - Źródło tego jej
nienaturalnego szczęścia nie ma dna.
-O co chodzi? – Zapytałam, choć za bardzo
mnie to nie interesowało. Znając ją, nie może to być nic ważnego.
-Chciałam zjeść z tobą śniadanie. – No wiedziałam.
Jednak dobrze cię rozgryzłam, niepoważna dziewczyno.
-Gdzie jest Lysander? – Zapytała cichutko
Violetta. Chyba uroda białowłosej onieśmielała ją tak, jak mnie na początku
twarz Nataniela.
-A z Kasem siedzi. Omawiają sprawy
związane z zespołem. – Łoo. To ten typ robi coś innego niż wkurzanie wszystkich
dookoła. Pewnie ta jego muzyka to niezły chłam dla uszu. Nie znam za bardzo
Lysandra, ale po czerwonym łebku nie oczekuję niczego ambitnego. Ciekawe, czy
potrafi posługiwać się jakimś instrumentem. Pff, bardzo wątpliwe. Dziewczyny
dyskutowały o muzycznej karierze chłopaków, a ja niepostrzeżenie poszłam do sali.
Profesor
uczący podróżowania po mapie był dość dyskretną, spokojną i ułożoną osobą. Moja
bratnia dusza w wersji starszej. Jego smutny wyraz twarzy i melancholijny wzrok
cały czas dawał mi odczucie, że musi w środku cierpieć. To nas różniło. Od kąt
przestałam bawić się w przyjaźnie, zapomniałam o tej emocji. Nikt nie sprawia,
że tęsknie. Nie płaczę w poduszkę, nie budzę się bez chęci do życia. Nie muszę
wybierać, nie muszę udawać. Nikomu pochlebiać ani się podlizywać. W końcu mogę
być sobą, nikogo przy tym nie raniąc. Taka chcę być i taka będę. Ludzie mogą
przebijać się przez mur, który wybudowałam obok siebie, ale jestem jak Zamek w
Malborku, Krzyżacka twierdza nie do zdobycia. Patrząc na profesora, nie mogę
szukać swojego odbicia. Moje początkowe spostrzeżenie okazało się być złe. Już
taka jestem, zbyt powierzchownie oceniam. Tak jak w przypadku Violetty, tu też
niestety się mylę. On musiał kogoś kochać, a ja… Nawet nie wierzę w coś
takiego. Ludzie sami sobie wymyślili miłość, tylko po to, by móc wypełnić nudę.
Naiwne, ale taka już jest nasza natura.
Pogrążona w
myślach, nie zauważyłam, kiedy przeleciała lekcja. Dopiero uśmiech Iris wyrwał
mnie z krainy, w której zabłądziłam. Wyciągnęłam z teczki odpowiedni dokument i
w towarzystwie rudego piegusa podeszłam do wyraźnie przybitego profesora. Podpisał go szybko, ta, miał
piękny charakter pisma. Podziękowałyśmy uprzejmie, po czym opuściłyśmy
opustoszałą klasę. Udałam się szybko do
pani dyrektor. Gdy moje podanie zostało pozytywnie rozpatrzone, poczułam w
sercu przyjemne ciepło. W końcu mogę się zająć czymś, co… Kocham? Ironiczne
prawda?
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was za bardzo. Nie martwcie się, akcja wkrótce przyśpieszy tempa. Tyle różnorakich akcji przed wami, więc wytrwajcie, a (liczę, że) nie pożałujecie. Co do pytania na końcu, ktoś może chciałby wyrazić swoją opinię? Jak wy postrzegacie miłość, a jak plastyków? Miło by było, poczytać wasze zdania. Daje mi to doświadczenie. :)
A przy okazji, chcę wam ogromnie podziękować, za wszelakie komentarze, miłe słowa i dodające otuchy życzenia oraz pozdrowienia. Są one bardzo motywujące, więc jeśli tylko macie czas i chęci, to cieszyłabym się z choćby najmniejszego śladu waszej obecności tutaj... Nie odbierajcie tego proszę, jako żebranie o cokolwiek. To tylko mała notka dla nieśmiałych, niczego od was nie wymagam. Nie przedłużając, dziękuję i przesyłam wam ciepłe pozdrowienia. ♥
Kolejny super rozdziałek :) coś czuję, że to cisza przed burzą i dopiero się zacznie. :D Już nie mogę się doczekać. Jest też coś co mnie nurtuje od jakiegoś czasu... Kiedy Alice się dowie, że uroiła sobie związek Rozy i Lysa? okropnie ciekawi mnie jej reakcja ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę mnóstwo weny!!!
Dziękuję :) Ojj jacy niecierpliwi :D A co jeśli ona sobie nic nie uroiła? :P
UsuńRównież pozdrawiam ♥
Kuso!!!! Jaka ja głupia nie przeczytałam na czas!! Ja postrzegam tak plastyków ;
OdpowiedzUsuńOdrealnieni ludzie żyjący w swoim świecie.
Miłość rani ;\
Rozdział suuupeeerrr jak zawsze ;) pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤
Nic się nie stało Haruś ♥ Fragment nie ucieknie :) Czasem życie jest tak trudne, że zamknięcie w swoim świecie jest uratowaniem się przed cierpieniem :) Dziękuję za Twoją opinię, pozdrawiam ☺
UsuńNo odrealnieni w dobrym sensie że próbują najczęściej przelać wszystko na papier ;)Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤ Ps ; zawsze życzę Duuuuuzo weny dla ciebie żebyś szybciej wwrzucala rozdziały bo ja się tu piekle i pale na nowy rozdział ;)
UsuńCieszę się, że nie uważasz tego za coś złego. Osobiście znam wielu plastyków i powiem, iż te ich etykietki "nienormalni, chorzy psychicznie itd" są zupełnie niewłaściwe. Smutne jest ocenianie kogoś, wgl go nie znając :< Wiem właśnie, doceniam Twoje życzenia ♥ Bardzo mnie motywują i napawają szczęściem. A kolejny fragment pojawi się prawdopodobnie dziś. Taa, to zapowiedź. :3 ☺
UsuńOjjj! Zapomniałam o mojej opinii na temat plastyków i miłości, już się poprawiam.
OdpowiedzUsuńPlastycy:
Nie potrafią zgrać się ze światem i rzeczywistością, dlatego za pomocą swoich obrazów tworzą swój własny świat i własną, prywatną rzeczywistość.
Miłość:
Jeśli za nią gonisz... nigdy jej nie zdobędziesz. Jeśli się przed nią bronisz... zawsze znajdzie sposób by do ciebie dotrzeć.
Trafna uwaga :D
UsuńSuper ♥
OdpowiedzUsuń