22 października 2015

Otulona uczuciem - Fragment 10

Do pójścia do szkoły zmotywowała mnie tylko świadomość zakończenia spraw z klubem. W końcu stanę się jego pełnoprawnym członkiem. Ucieszona maszerowałam w poniedziałkowy poranek. Weekend minął mi dość spokojnie. Bez żadnych niepożądanych wizyt, bez gotowania dla czerwonogłowych darmozjadów. Mogłam wysprzątać mieszkanie, by poczuć się w nim swobodnie. Ciotka nie wiedziała jak przekazać mi swą dziękczynność. Czasem czuję się bardziej dorosła niż ona. Moi rodzice byli bardzo zapracowani, więc często musiałam sama się sobą zajmować, stąd to moje nietypowe jak na mój wiek zachowanie.
Odnalazłam moją szafkę. Na razie jest mi nie potrzebna, gdyż nie mam co tam włożyć. Myślę, że w krótce ją zapełnię. Aby dodać jej jakiegoś akcentu, przykleiłam do wewnętrznej strony drzwiczek zdjęcie błękitnych niezapominajek. Są to jedne z moich ulubieńszych kwiatków. Uwielbiam ich kolor oraz drobność. Są urocze i napawają mnie cudownym optymizmem.
-Cześć Alice, jak minął ci weekend? – Zapytał ktoś. Przerzuciłam wzrok na zakradającą się od tyłu Iris. Dziewczyno jesteś wspaniała! Właśnie zamierzałam zabrać się do poszukiwań twej małej osóbki.
-O cześć. Dobrze, że cię widzę, bo chciałam, abyś pokazała mi nauczyciela, u którego mam zdobyć podpis. – Przeszłam do rzeczy. Co ja jej będę opowiadać moje przygodny z mopem i  ścierką do kurzu? Nie sądzę, żeby ją to interesowało, tak samo jak mnie nie ciekawi, co ona porabiała.
-Dzisiaj mamy z nim lekcje, więc nie musimy biegać po szkole. Podejdziemy do niego po geografii. – Uśmiechnęła się serdecznie.
-To dobrze. – Odparłam zadowolona, bo nie za bardzo chce mi się latać po tym ogromnym budynku. Zakluczyłam szafkę i w tym samym momencie w podskokach przybyła wypełniona jak zwykle pozytywną energią Rozalia. Skąd u niej ten optymizm? Niech tylko nie gada, że to miłość, bo aż mi niedobrze. Wszystko zwalamy na te zawirowania, doskonale się mamiąc.
-Aaaaalice jak tam z Kastielem? – Zapytała, normalnie unosząc się na niewidocznych skrzydłach nad ziemią. Pierwszy raz widzę takie podniecenie tak błahą sprawą. Ha w sumie przez Twój nieziemski wygląd pasujesz do roli amorka.
-Właśnie, wstyd mi było pytać, ale musieliście się zaprzyjaźnić, co? – Dopytała Iris. Dobrze, że chociaż ty stąpasz twardo… No prawie, skoro twierdzisz, iż przyjaźnię się z tym łosiem.
-No Alice, ja też bym chciał wiedzieć. – Odwróciłam się, by spostrzec uśmiechającego się szarmancko Kastiela. Czemu mnie tak straszysz? Dziewczyny trochę speszone, zniżyły wzrok.
- Od kiedy tu stoisz? – Zapytała cicho Iris.
-Co podsłuchujesz? – Burknęła Rozalia. No i widać różnicę w temperamentach.
-A od czego mam uszy? – Odpowiedział pytaniem, na pytanie. Brawo. Błyszczysz inteligencją jak meble, które wyglancowałam w sobotę. Czyli wcale.
-Wy sobie tu poprowadźcie dyskusję, a ja idę do klasy. – Oznajmiłam, chcąc jak najszybciej opuścić towarzystwo. Zrobiłam krok, ale czerwono włosy chwycił mnie za nadgarstek, nie pozwalając mi iść dalej.
-Zaraz, zaraz. Nie odpowiesz najpierw koleżankom? – Zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem. Bawi cię to, co? Tworzenie złudzeń i upokarzanie mnie… Jesteś okropny.
-Kastiel co ty robisz tej panience? – Chwycił go za ramię Lysander. Mój bohaterski wybawiciel. Naprawdę jest jak książę. I ze stylu bycia, i z urody. Ciekawe, czy ma jeszcze pieniądze oraz piękny pałacyk. Kastiel puścił mnie od razu.
-A tak się droczę. – Powiedział zadziornie, krzyżując ręce na piersi.
-Mam nadzieję. – Uśmiechnął się trochę sztucznie.
-Właśnie Lysio i jak ten nowy członek bandy? – Złagodziła napiętą atmosferę Rozalia, starająca się zachować swój entuzjazm.
-Jest bardzo dobry i zastanawiamy się z Kastielem nad przyjęciu go na stałe. – Odpowiedział zadowolony.
-No, a jego łysina, aż się prosi o dowalanie. Fajnie mieć takiego gostka w zespole. – Zaśmiał się szarooki.
-Nie ładnie tak się z kogoś śmiać, bo jest łysy. – Przyłączyła się do dyskusji lekko rozbawiona Iris. Ja stałam i słuchałam, nie za bardzo wiedząc o czym mowa. A pytać też nie zamierzałam, bo szczerze to nie interesowało mnie nic, co nie jest ściśle związane z ogrodem. Rozluźniło się w końcu, więc mogliśmy udać się w kierunku pierwszych zajęć.
                Na godzinie wychowawczej zostałam oficjalnie przedstawiona klasie. Jak ja nie lubię takich rzeczy. Stania na środku i opowiadania o sobie bzdet, które mało kogo obchodzą. Następnie pan Farazowski zapisał mnie na jakąś wycieczkę w góry pod koniec czerwca. Ehh jak będzie droga to ją oleję. Nie chce mi się nigdzie jeździć. Dostałam plik dokumentów do pokazania ciotce. Jestem ciekawa jak ta nieodpowiedzialna imprezowiczka na to zareaguje. Dzień niesamowicie mi się dłużył. Tak to jest, gdy się czegoś niecierpliwie wyczekuje. A moim celem było zdobycie podpisu umożliwiającego mi działalność w klubie. Na niczym mi tak nie zależy jak na tym.
                Pani z polskiego znów czepiała się mnie i Kastiela o podręcznik. Że ma na to energię w tym męczącym zawodzie. Ale poważnie. Rzadko kto, potrafi sobie wyobrazić jak to jest, gdy musisz przekazać wiedzę tym, którzy wcale tego nie chcą. Rozmyślałam nad tym, siedząc na trawie tam, gdzie zwykle. Zajadałam smaczne kanapki z o dziwo świeżego, porannego pieczywa. Ciotka zaskoczyła mnie tym zakupem. Och jak tu jest pięknie. Kwiaty łapały promyki słońca tak jak moja blada twarz.
-Alice to ty tutaj. – Powiedziała nieśmiałym, spokojnym głosikiem drobna Violetta.
-Ta. Chciałam zjeść śniadanie. – Odparłam, a dziewczynka usiadła niedaleko mnie. Cały czas nie mogę się przestawić. Jej usposobienie przypomina mi o mojej młodszej siostrzyce. Co sprawia, że mimowolnie rodzi się we mnie opiekuńczość.
-Roza cię szukała. – Poinformowała wyciągając z teczki kartki i pudełko z ołówkami. Szukała? Więc udało mi się przed nią skryć. No i dobre. Przynajmniej mogę pobyć w spokoju… Spojrzałam na rozglądającą się uważnie Violettę. No prawie, ale ona jest wystarczająco cichutka, żebym mogła udawać, iż jej tu nie ma. - Mogę cię naszkicować? – Zapytała nieśmiało. Nie potrafię odmówić jej błaganiu. Jest zbyt malusia.
-Ale będę mogła chociaż jeść? – Wolałam się upewnić, bo miałam niesamowity apetyt.
-Tak. Poradzę sobie jakoś. Tylko jakbyś mogła się nie ruszać zbyt dynamicznie. – Uśmiechnęła się mierząc mnie ołówkiem. Zwykłą kredką ściąga moje proporcje, kosmos. Jak ci plastycy z plam i kresek tworzą takie piękne rzeczy? Szkoda, że ten wyjątkowy talent zamyka ich we własnym świecie. Taka już cena. Być innym, nie szablonowym. Mieć swoje indywidualne patrzenie, teorie, poglądy. Nie przejmowanie się krytyką i skrzywioną opinią. Tacy są w skrócie, ci, postrzegani za nienormalnych. A przez kogo? Równie nienormalnych. Jaki jest w ogóle wzór na normalność? Błędnie myślimy i błędnie oceniamy. Tymczasem ja zazdroszczę tym zdolnym osobnikom. Podziwiam ich, za ciągłe dążenie do doskonałości w swoim fachu. Za wytrwałą pasję, bo tak niewiele jej w dzisiejszych czasach.
                Po przerwie obiadowej powędrowałam razem z zadowoloną Violettą na lekcję geografii. Rozalia zauważając nas, podbiegła wypełniona radością. Jej długie, piękne włosy unosiły się w ruchu jakby były stworzone z najdelikatniejszych nitek.
- Alice szukałam cię! - Źródło tego jej nienaturalnego szczęścia nie ma dna.
-O co chodzi? – Zapytałam, choć za bardzo mnie to nie interesowało. Znając ją, nie może to być nic ważnego.
-Chciałam zjeść z tobą śniadanie. – No wiedziałam. Jednak dobrze cię rozgryzłam, niepoważna dziewczyno.
-Gdzie jest Lysander? – Zapytała cichutko Violetta. Chyba uroda białowłosej onieśmielała ją tak, jak mnie na początku twarz Nataniela.
-A z Kasem siedzi. Omawiają sprawy związane z zespołem. – Łoo. To ten typ robi coś innego niż wkurzanie wszystkich dookoła. Pewnie ta jego muzyka to niezły chłam dla uszu. Nie znam za bardzo Lysandra, ale po czerwonym łebku nie oczekuję niczego ambitnego. Ciekawe, czy potrafi posługiwać się jakimś instrumentem. Pff, bardzo wątpliwe. Dziewczyny dyskutowały o muzycznej karierze chłopaków, a ja niepostrzeżenie poszłam do sali.
                Profesor uczący podróżowania po mapie był dość dyskretną, spokojną i ułożoną osobą. Moja bratnia dusza w wersji starszej. Jego smutny wyraz twarzy i melancholijny wzrok cały czas dawał mi odczucie, że musi w środku cierpieć. To nas różniło. Od kąt przestałam bawić się w przyjaźnie, zapomniałam o tej emocji. Nikt nie sprawia, że tęsknie. Nie płaczę w poduszkę, nie budzę się bez chęci do życia. Nie muszę wybierać, nie muszę udawać. Nikomu pochlebiać ani się podlizywać. W końcu mogę być sobą, nikogo przy tym nie raniąc. Taka chcę być i taka będę. Ludzie mogą przebijać się przez mur, który wybudowałam obok siebie, ale jestem jak Zamek w Malborku, Krzyżacka twierdza nie do zdobycia. Patrząc na profesora, nie mogę szukać swojego odbicia. Moje początkowe spostrzeżenie okazało się być złe. Już taka jestem, zbyt powierzchownie oceniam. Tak jak w przypadku Violetty, tu też niestety się mylę. On musiał kogoś kochać, a ja… Nawet nie wierzę w coś takiego. Ludzie sami sobie wymyślili miłość, tylko po to, by móc wypełnić nudę. Naiwne, ale taka już jest nasza natura.
Pogrążona w myślach, nie zauważyłam, kiedy przeleciała lekcja. Dopiero uśmiech Iris wyrwał mnie z krainy, w której zabłądziłam. Wyciągnęłam z teczki odpowiedni dokument i w towarzystwie rudego piegusa podeszłam do wyraźnie przybitego  profesora. Podpisał go szybko, ta, miał piękny charakter pisma. Podziękowałyśmy uprzejmie, po czym opuściłyśmy opustoszałą klasę.  Udałam się szybko do pani dyrektor. Gdy moje podanie zostało pozytywnie rozpatrzone, poczułam w sercu przyjemne ciepło. W końcu mogę się zająć czymś, co… Kocham? Ironiczne prawda?

Mam nadzieję, że nie zanudziłam was za bardzo. Nie martwcie się, akcja wkrótce przyśpieszy tempa. Tyle różnorakich akcji przed wami, więc wytrwajcie, a (liczę, że) nie pożałujecie. Co do pytania na końcu, ktoś może chciałby wyrazić swoją opinię? Jak wy postrzegacie miłość, a jak plastyków? Miło by było, poczytać wasze zdania. Daje mi to doświadczenie. :)
A przy okazji, chcę wam ogromnie podziękować, za wszelakie komentarze, miłe słowa i dodające otuchy życzenia oraz pozdrowienia. Są one bardzo motywujące, więc jeśli tylko macie czas i chęci, to cieszyłabym się z choćby najmniejszego śladu waszej obecności tutaj... Nie odbierajcie tego proszę, jako żebranie o cokolwiek. To tylko mała notka dla nieśmiałych, niczego od was nie wymagam. Nie przedłużając, dziękuję i przesyłam wam ciepłe pozdrowienia. ♥

9 komentarzy:

  1. Kolejny super rozdziałek :) coś czuję, że to cisza przed burzą i dopiero się zacznie. :D Już nie mogę się doczekać. Jest też coś co mnie nurtuje od jakiegoś czasu... Kiedy Alice się dowie, że uroiła sobie związek Rozy i Lysa? okropnie ciekawi mnie jej reakcja ;)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ojj jacy niecierpliwi :D A co jeśli ona sobie nic nie uroiła? :P
      Również pozdrawiam ♥

      Usuń
  2. Kuso!!!! Jaka ja głupia nie przeczytałam na czas!! Ja postrzegam tak plastyków ;
    Odrealnieni ludzie żyjący w swoim świecie.
    Miłość rani ;\
    Rozdział suuupeeerrr jak zawsze ;) pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało Haruś ♥ Fragment nie ucieknie :) Czasem życie jest tak trudne, że zamknięcie w swoim świecie jest uratowaniem się przed cierpieniem :) Dziękuję za Twoją opinię, pozdrawiam ☺

      Usuń
    2. No odrealnieni w dobrym sensie że próbują najczęściej przelać wszystko na papier ;)Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤ Ps ; zawsze życzę Duuuuuzo weny dla ciebie żebyś szybciej wwrzucala rozdziały bo ja się tu piekle i pale na nowy rozdział ;)

      Usuń
    3. Cieszę się, że nie uważasz tego za coś złego. Osobiście znam wielu plastyków i powiem, iż te ich etykietki "nienormalni, chorzy psychicznie itd" są zupełnie niewłaściwe. Smutne jest ocenianie kogoś, wgl go nie znając :< Wiem właśnie, doceniam Twoje życzenia ♥ Bardzo mnie motywują i napawają szczęściem. A kolejny fragment pojawi się prawdopodobnie dziś. Taa, to zapowiedź. :3 ☺

      Usuń
  3. Ojjj! Zapomniałam o mojej opinii na temat plastyków i miłości, już się poprawiam.
    Plastycy:
    Nie potrafią zgrać się ze światem i rzeczywistością, dlatego za pomocą swoich obrazów tworzą swój własny świat i własną, prywatną rzeczywistość.
    Miłość:
    Jeśli za nią gonisz... nigdy jej nie zdobędziesz. Jeśli się przed nią bronisz... zawsze znajdzie sposób by do ciebie dotrzeć.

    OdpowiedzUsuń