Doszłam do szkoły dość wcześnie.
Specjalnie, bo nie chciałam natknąć się na mojego sąsiada. Zaskoczyło mnie to
spotkanie.
Zapominając, gdzie powinnam mieć
pierwszą lekcję, zawędrowałam do pokoju gospodarzy, licząc na informacje od
Nataniela. Jednak ku memu zawiedzeniu w sali zastałam tylko długowłosą
dziewczynę, która uśmiechnęła się miło.
-Witaj.
Jesteś tą nową uczennicą? Ja jestem Melania, pomóc Ci w czymś? – Zapytała z
podobnym nastawieniem jak blondyn.
-Tak to ja,
jestem Alice. Przyszłam dowiedzieć się, gdzie i jakie mam dziś przedmioty?
– Dziewczyna podeszła do tablicy, gdzie wisiała ogromna rozpiska planu zajęć.
-A w jakiej
klasie jesteś?
-Tego też
nie wiem. –Odparłam, jakoś zawstydzona moją niewiedzą. Melania westchnęła, ale
nie wyglądała na zdenerwowaną komplikowaniem jej pracy. Wyciągnęła klaser i
szukała odpowiedniego dokumentu.
-Podaj mi
swoje nazwisko.
-Loretti.
Alice Loretti. –Rzekłam. Po chwili Melania uśmiechnęła się triumfalnie,
widocznie zadowolona z siebie.
-O! Dziwne,
że nie zostaliśmy o tym poinformowani. Mam do ciebie niespodziankę, jesteśmy w
tej samej klasie. Poczekaj na mnie chwilkę to pójdziemy razem. – Wskazała na
krzesło przy oknie. Posłusznie skorzystałam. Rozejrzałam się po pokoju, aż
dziw, że panował tu taki porządek. Spojrzałam na kserującą coś Melanie i już
wiedziałam, czyja to zasługa. Posegregowane, wydrukowane papiery powkładała do
koszulek, po czym zabierając je ze sobą kiwnęła głową dając mi znak, iż możemy
iść. Zamknęła drzwi na klucz, który następnie zaniosła do pokoju
nauczycielskiego. Złożyła podpis w księdze, po czym ruszyłyśmy w końcu do
klasy.
-A właśnie!
Proszę. Doszłam do wniosku, że skoro nie znasz planu lekcji to podręczników też
nie masz. –Wręczyła mi wcześniej pouzupełniane koszulki. Zaskoczyła mnie, były
tam materiały potrzebne mi do dzisiejszych zajęć. Plan lekcji, spis
podręczników nawet mała mapka szkoły z rozpiską pomieszczeń.
-Dziękuję.
– Posłałam jej dziękczynny uśmiech. Doceniam takie gesty.
-Nie ma
sprawy. To w końcu część mojej pracy, Nataniel zrobiłby to samo. – Miałam
wrażenie, że wyraz jej twarzy i ton głosu rozmarzył się przy wypowiadaniu jego
imienia.
-Jesteście
chyba blisko. – Zamruczałam, jak zwykle nie przejmując się tym co mówię.
Posmutniała, widocznie przybita.
-Taa… Jak
przewodniczący i jego zastępca. – Przynajmniej coś was łączy, ale spodziewam się
jak musisz się czuć. Moje doświadczenia z dawną przyjaciółką, pozwoliły mi
doskonale orientować się w tym temacie. Ach jakie ono potrafi być zgubne. Mózg
wtedy wariuje, ciągle nam coś wmawiając. Dobrze, że jestem poza tym. - Jesteśmy.
Zaczynamy matematyką, zapamiętaj gdzie ją zwykle mamy. – Poinformowała mnie, a
następnie otworzyła drzwi. W środku było zdecydowanie za głośno, ludzie
rozmawiali i śmiali się do siebie. Stałam tak, szukając wolnego miejsca, gdy
ktoś dobił do mnie od tyłu. Obróciłam się, by ujrzeć przed sobą śliczną,
białowłosą dziewczynę oraz dziwnie ubranego chłopaka.
-Przepraszam.
– Rzuciłam pośpiesznie, ustępując im przejścia. Wiem dobrze jakie paskudne z
charakteru są szkolne piękności, więc nie chciałam wejść z nią w konflikt.
Jednakże ona uśmiechnęła się przyjacielsko i podała mi rękę.
-Nic się
nie stało. Nie zauważyłam cię. Jestem Rozalia, a Ty? – Czy ta szkoła przestanie
mnie w końcu zaskakiwać? Uścisnęłam jej dłoń. Miała taką delikatną skórę, aż
poczułam się nieswojo z moją suchą i pokrytą ranami.
-Ja jestem
Alice. – Odpowiedziałam. Rozalia wskazała kciukiem na dziwaka za nią.
-To
Lysander. Niech cię nie zwiedzie jego strój, jest bardzo przyjacielski, choć niestety
trochę małomówny. – Przedstawiła mi chłopaka. On popatrzył na nią widocznie nie
zadowolony z jej formy opisania go. Przeniósł wzrok na mnie i posłał mi
niewyraźny uśmiech.
-Witaj
panienko. – Rzekł, a jego głęboki ton głosu i przepiękne, dwukolorowe oczy
zupełnie mnie oczarowały. Nadawał by się na leśnego elfa, a ona na nimfę wodną.
Dobrali się. Piękna z przystojnym. Aż miło się na nich patrzy.
-Dobra,
idziemy usiąść, bo zaraz zacznie się lekcja. – Oznajmiła Rozalia, po czym razem
z Lysandrem zasiedli do ławki. Także postanowiłam to uczynić.
Mijały lekcje, a ja w samotności
spędzałam czas. Lubiłam to. Nie zależy mi na nawiązywaniu kontaktów
międzyludzkich, choć ciągłe śledzenie mnie wzrokiem Rozalii, dawało mi coraz
większy pretekst, by zagadać. Klasa wydawała mi się nijaka. Poszufladkowałam
ludzi. Wiedziałam do kogo miałam się nie zbliżać, a jedną z tych osób był
czerwono włosy chłopak, wchodzący dopiero na czwartą lekcję. Resztę widocznie
sobie odpuścił. To po co ja tak wcześnie wstawałam? Mój samotny sąsiad we
własnej osobie. Modliłam się, by mnie nie przyuważył, niestety, nie zostałam
wysłuchana. Ku widocznym zaskoczeniu klasy, a w szczególności pewnej blondynki,
leniwie usiadł obok mnie. Ja sama tkwiłam w szoku. Nie wiedziałam, co on może
chcieć.
-Sama to
wczoraj ugotowałaś? – Zapytał nawet na mnie nie patrząc.
-Nie. Moja
ciotka. – Odparłam speszona. Jakoś nie chciałam, by wiedział.
-Jasne.
Jakbym nie znał tej szalonej kobiety. Jestem Kastiel. Kurduplu.
-Loretti.
– Ty nie masz łachudro prawa, zwracać się do mnie po imieniu. Zaczęła się
lekcja, a ja siedziałam jak na igłach. Bałam się spojrzeć na mojego ławkowego
towarzysza. Czułam na sobie wzrok zszokowanych uczniów, którzy szepcząc
wymyślali historie naszego wspólnego siedzenia. W końcu odważyłam się, by
zerknąć. Spał. Oparty łokciem o blat stołu, a głową o pięść służącą jako
poduszka. Niestety muszę przyznać, że był wyjątkowo przystojny i spokojny.
Chłopcy zawsze wyglądają uroczo podczas snu, nawet jeśli normalnie to diabły
wcielone. Doszedł do mnie jego zapach. Męskie perfumy wymieszane z papierosami.
Nie dobrze mi. Nagle otworzył oczy, widocznie czymś przebudzony. Odwróciłam
spojrzenie, zarumieniona.
-Co się tak
gapisz?
-Od czegoś
mam te oczy. – Odburknęłam, coraz mniej przestraszona jego egzystencją.
-Bylebyś
mózgu tyle używała, co wzroku.
-Przy tobie
wcale nie muszę. Nie ma o czym myśleć, nie ma na co patrzeć. Porażka.
- I vice
versa. – Odparł jakby trochę urażony. Przeczuwam, że nigdy się z nim nie
dogadam. I bardzo dobrze. Im mniej tych upierdliwych, pseudo znajomych tym
lepiej. A za takim… Popatrzałam na niego… Ciołkiem latać nie będę. Cwaniak dobry tylko w gębie. Ehh już sama jego obecność jest denerwująca. Idź
sobie, idź sobie, idź sobie. Powtarzałam w myślach, licząc, że wpłynę na jego podświadomość.
Zerknął na mnie. Przestraszenie wypisane na twarzy… Czyżby podziałało?
-Wyglądasz
okropnie z tymi zmarszczonymi brwiami. – Przycisnął mi palec, prostując moje
zmarszczki. O nie. Moja twarz mówiąca „spadaj” nie zadziałała. Co za typ.
Zaraz, zaraz. To boli. Jego palec coraz bardziej wywiercał się w mój punkt
między brwiami. Pod bolesnym naciskiem moja głowa odchylała się do tyłu. Jakbym
odganiała muchy, zaczęłam bić w jego rękę. Lecz on nie przestawał. Jego
zaciśnięte zęby wskazywały, że nie ma zamiaru odpuszczać. Zrobiłam szybki
odskok na krześle, kopiąc w nogę jego siedzenia. Zapiszczało przeraźliwie,
cofnięte do tyłu. Ci co słyszeli, odwrócili się, by zobaczyć źródło dźwięku. Ja
masowałam pulsujące miejsce, niesamowicie zdenerwowana, a Kastiel... Powiedziałabym,
że udaje idiotę, ale skłamałabym. On jest idiotą. Nie odzywaliśmy się do siebie
do końca lekcji. Liczę, iż nigdy już nie wpadnie na pomysł wspólnego siedzenia
w ławce.
Komwanba muszę przyznać że się nieźle zapowiada oby tak dalej ale nasza Lorrie będzie z Kasem czy z Lysem? Pozdrawiam serdecznie Haru -chan no i bym zapomniała. Duuuuuzo weny ;3
OdpowiedzUsuń