3 października 2015

Otulona uczuciem - Fragment 2

                Doszłam do szkoły dość wcześnie. Specjalnie, bo nie chciałam natknąć się na mojego sąsiada. Zaskoczyło mnie to spotkanie.
                Zapominając, gdzie powinnam mieć pierwszą lekcję, zawędrowałam do pokoju gospodarzy, licząc na informacje od Nataniela. Jednak ku memu zawiedzeniu w sali zastałam tylko długowłosą dziewczynę, która uśmiechnęła się miło.
-Witaj. Jesteś tą nową uczennicą? Ja jestem Melania, pomóc Ci w czymś? – Zapytała z podobnym nastawieniem jak blondyn.
-Tak to ja, jestem Alice. Przyszłam dowiedzieć się, gdzie i jakie mam dziś przedmioty? – Dziewczyna podeszła do tablicy, gdzie wisiała ogromna rozpiska planu zajęć.
-A w jakiej klasie jesteś?
-Tego też nie wiem. –Odparłam, jakoś zawstydzona moją niewiedzą. Melania westchnęła, ale nie wyglądała na zdenerwowaną komplikowaniem jej pracy. Wyciągnęła klaser i szukała odpowiedniego dokumentu.
-Podaj mi swoje nazwisko.
-Loretti. Alice Loretti. –Rzekłam. Po chwili Melania uśmiechnęła się triumfalnie, widocznie zadowolona z siebie.
-O! Dziwne, że nie zostaliśmy o tym poinformowani. Mam do ciebie niespodziankę, jesteśmy w tej samej klasie. Poczekaj na mnie chwilkę to pójdziemy razem. – Wskazała na krzesło przy oknie. Posłusznie skorzystałam. Rozejrzałam się po pokoju, aż dziw, że panował tu taki porządek. Spojrzałam na kserującą coś Melanie i już wiedziałam, czyja to zasługa. Posegregowane, wydrukowane papiery powkładała do koszulek, po czym zabierając je ze sobą kiwnęła głową dając mi znak, iż możemy iść. Zamknęła drzwi na klucz, który następnie zaniosła do pokoju nauczycielskiego. Złożyła podpis w księdze, po czym ruszyłyśmy w końcu do klasy.
-A właśnie! Proszę. Doszłam do wniosku, że skoro nie znasz planu lekcji to podręczników też nie masz. –Wręczyła mi wcześniej pouzupełniane koszulki. Zaskoczyła mnie, były tam materiały potrzebne mi do dzisiejszych zajęć. Plan lekcji, spis podręczników nawet mała mapka szkoły z rozpiską pomieszczeń.
-Dziękuję. – Posłałam jej dziękczynny uśmiech. Doceniam takie gesty.
-Nie ma sprawy. To w końcu część mojej pracy, Nataniel zrobiłby to samo. – Miałam wrażenie, że wyraz jej twarzy i ton głosu rozmarzył się przy wypowiadaniu jego imienia.
-Jesteście chyba blisko. – Zamruczałam, jak zwykle nie przejmując się tym co mówię. Posmutniała, widocznie przybita.
-Taa… Jak przewodniczący i jego zastępca. – Przynajmniej coś was łączy, ale spodziewam się jak musisz się czuć. Moje doświadczenia z dawną przyjaciółką, pozwoliły mi doskonale orientować się w tym temacie. Ach jakie ono potrafi być zgubne. Mózg wtedy wariuje, ciągle nam coś wmawiając. Dobrze, że jestem poza tym. - Jesteśmy. Zaczynamy matematyką, zapamiętaj gdzie ją zwykle mamy. – Poinformowała mnie, a następnie otworzyła drzwi. W środku było zdecydowanie za głośno, ludzie rozmawiali i śmiali się do siebie. Stałam tak, szukając wolnego miejsca, gdy ktoś dobił do mnie od tyłu. Obróciłam się, by ujrzeć przed sobą śliczną, białowłosą dziewczynę oraz dziwnie ubranego chłopaka.
-Przepraszam. – Rzuciłam pośpiesznie, ustępując im przejścia. Wiem dobrze jakie paskudne z charakteru są szkolne piękności, więc nie chciałam wejść z nią w konflikt. Jednakże ona uśmiechnęła się przyjacielsko i podała mi rękę.
-Nic się nie stało. Nie zauważyłam cię. Jestem Rozalia, a Ty? – Czy ta szkoła przestanie mnie w końcu zaskakiwać? Uścisnęłam jej dłoń. Miała taką delikatną skórę, aż poczułam się nieswojo z moją suchą i pokrytą ranami.
-Ja jestem Alice. – Odpowiedziałam. Rozalia wskazała kciukiem na dziwaka za nią.
-To Lysander. Niech cię nie zwiedzie jego strój, jest bardzo przyjacielski, choć niestety trochę małomówny. – Przedstawiła mi chłopaka. On popatrzył na nią widocznie nie zadowolony z jej formy opisania go. Przeniósł wzrok na mnie i posłał mi niewyraźny uśmiech.
-Witaj panienko. – Rzekł, a jego głęboki ton głosu i przepiękne, dwukolorowe oczy zupełnie mnie oczarowały. Nadawał by się na leśnego elfa, a ona na nimfę wodną. Dobrali się. Piękna z przystojnym. Aż miło się na nich patrzy.
-Dobra, idziemy usiąść, bo zaraz zacznie się lekcja. – Oznajmiła Rozalia, po czym razem z Lysandrem zasiedli do ławki. Także postanowiłam to uczynić.
                Mijały lekcje, a ja w samotności spędzałam czas. Lubiłam to. Nie zależy mi na nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich, choć ciągłe śledzenie mnie wzrokiem Rozalii, dawało mi coraz większy pretekst, by zagadać. Klasa wydawała mi się nijaka. Poszufladkowałam ludzi. Wiedziałam do kogo miałam się nie zbliżać, a jedną z tych osób był czerwono włosy chłopak, wchodzący dopiero na czwartą lekcję. Resztę widocznie sobie odpuścił. To po co ja tak wcześnie wstawałam? Mój samotny sąsiad we własnej osobie. Modliłam się, by mnie nie przyuważył, niestety, nie zostałam wysłuchana. Ku widocznym zaskoczeniu klasy, a w szczególności pewnej blondynki, leniwie usiadł obok mnie. Ja sama tkwiłam w szoku. Nie wiedziałam, co on może chcieć.
-Sama to wczoraj ugotowałaś? – Zapytał nawet na mnie nie patrząc.
-Nie. Moja ciotka. – Odparłam speszona. Jakoś nie chciałam, by wiedział.
-Jasne. Jakbym nie znał tej szalonej kobiety. Jestem Kastiel. Kurduplu.
-Loretti. – Ty nie masz łachudro prawa, zwracać się do mnie po imieniu. Zaczęła się lekcja, a ja siedziałam jak na igłach. Bałam się spojrzeć na mojego ławkowego towarzysza. Czułam na sobie wzrok zszokowanych uczniów, którzy szepcząc wymyślali historie naszego wspólnego siedzenia. W końcu odważyłam się, by zerknąć. Spał. Oparty łokciem o blat stołu, a głową o pięść służącą jako poduszka. Niestety muszę przyznać, że był wyjątkowo przystojny i spokojny. Chłopcy zawsze wyglądają uroczo podczas snu, nawet jeśli normalnie to diabły wcielone. Doszedł do mnie jego zapach. Męskie perfumy wymieszane z papierosami. Nie dobrze mi. Nagle otworzył oczy, widocznie czymś przebudzony. Odwróciłam spojrzenie, zarumieniona.
-Co się tak gapisz?
-Od czegoś mam te oczy. – Odburknęłam, coraz mniej przestraszona jego egzystencją.
-Bylebyś mózgu tyle używała, co wzroku.
-Przy tobie wcale nie muszę. Nie ma o czym myśleć, nie ma na co patrzeć. Porażka.
- I vice versa. – Odparł jakby trochę urażony. Przeczuwam, że nigdy się z nim nie dogadam. I bardzo dobrze. Im mniej tych upierdliwych, pseudo znajomych tym lepiej. A za takim… Popatrzałam na niego… Ciołkiem latać nie będę. Cwaniak dobry tylko w gębie. Ehh już sama jego obecność jest denerwująca. Idź sobie, idź sobie, idź sobie. Powtarzałam w myślach, licząc, że wpłynę na jego podświadomość. Zerknął na mnie. Przestraszenie wypisane na twarzy… Czyżby podziałało?
-Wyglądasz okropnie z tymi zmarszczonymi brwiami. – Przycisnął mi palec, prostując moje zmarszczki. O nie. Moja twarz mówiąca „spadaj” nie zadziałała. Co za typ. Zaraz, zaraz. To boli. Jego palec coraz bardziej wywiercał się w mój punkt między brwiami. Pod bolesnym naciskiem moja głowa odchylała się do tyłu. Jakbym odganiała muchy, zaczęłam bić w jego rękę. Lecz on nie przestawał. Jego zaciśnięte zęby wskazywały, że nie ma zamiaru odpuszczać. Zrobiłam szybki odskok na krześle, kopiąc w nogę jego siedzenia. Zapiszczało przeraźliwie, cofnięte do tyłu. Ci co słyszeli, odwrócili się, by zobaczyć źródło dźwięku. Ja masowałam pulsujące miejsce, niesamowicie zdenerwowana, a Kastiel... Powiedziałabym, że udaje idiotę, ale skłamałabym. On jest idiotą. Nie odzywaliśmy się do siebie do końca lekcji. Liczę, iż nigdy już nie wpadnie na pomysł wspólnego siedzenia w ławce.

1 komentarz:

  1. Komwanba muszę przyznać że się nieźle zapowiada oby tak dalej ale nasza Lorrie będzie z Kasem czy z Lysem? Pozdrawiam serdecznie Haru -chan no i bym zapomniała. Duuuuuzo weny ;3

    OdpowiedzUsuń