Zawiał wiosenny
wiatr, niosąc ze sobą ciepło zbliżającego się lata. Promyki słońca muskały
moje blade policzki. Powolnym, ociężałym krokiem wędrowałam w stronę mojego
nowego życia noszącego tytuł "Słodki Amoris". Nie lubiłam zmian,
przyzwyczajona do miejsca i twarzy, do końca nie byłam przekonana do
zaakceptowania zamieszkania z moją ciotką. Ona była dość specyficzną kobietą,
więc na samą myśl o tym, jak zapewne zamiesza w mojej spokojnej codzienności, przechodziły
mnie zimne ciarki.
Pójście do nowego liceum nie było dla
mnie zbyt prostą sprawą. Od dziecka miałam problemy z kontaktami między
ludzkimi. Przez całą moją wcześniejszą edukację, towarzyszyła mi tylko
najbliższa przyjaciółka, która tak jak reszta znajomych, w końcu okazała się
być nie godną zaufania. Ach... Przypomniałam sobie. Był jednak jeszcze ktoś.
Mój prześladowca? Dobra, może trochę za mocno to ujęłam, ale był on kimś na
jego kształt.
Stanęłam przed bramą mojego celu i
wzięłam głęboki wdech. Dłonie drżały mi w podenerwowaniu. Zrobiłam nie pewny
krok z myślą, aby tylko przeżyć. Nic więcej. Nie zależało mi, by znaleźć
przyjaciół. Twierdziłam, że taka relacja straciła już dawno swą moc, natomiast
kryła się pod nią tylko bolesna fałszywość i sztuczność. Weszłam głębiej,
rozglądając się dookoła. Dzieciniec nie wyróżniał się zbytnio, ale był za to
wielki. Ławeczki pod ogromnym drzewem dodałam do mojej listy miejsc, gdzie w
samotności będę odpoczywać między lekcjami. Spojrzałam daleko w lewą stronę, a
moje serce otuliło podekscytowanie i zachwyt. Widziałam krzewy kwiatów, które
uwielbiałam. Chyba zlokalizowałam mój kącik zapomnienia. Chciałam tam
zawędrować, ale przypomniałam sobie, po co tam tak w ogóle się znalazłam.
Rozsądnie stwierdziłam, że najpierw obowiązki, a potem można pozwolić sobie na
przyjemności. Pospinałam się po schodach, dochodząc do szklanych wrót. Niepewnie
przeszłam przez nie, pojawiając się na początku długiego korytarza wypełnionego
obustronnie drzwiami i szafkami uczniów. Patrząc na ten bezkres, uświadomiłam
sobie, że nie miałam pojęcia, dokąd powinnam się udać. Westchnęłam, po czym
ruszyłam przed siebie. Najwidoczniej trwała lekcja, bo szkoła świeciła pustką.
Uważnie czytałam przywieszone identyfikatory obok wejść do pomieszczeń w
poszukiwaniu sekretariatu lub chociażby pokoju nauczycielskiego. Gdy w końcu mi
się udało, zapukałam, a po krótkim „proszę”, zapakowałam swoje niewyrośnięte
ciało do środka. Moim oczom ukazała się otyła, starsza pani z potężnym siwym
kokiem na głowie. Sprawiała wrażenie miłej, więc mój stres trochę się ulotnił.
- Dzień dobry, jestem nową uczennicą
i przyniosłam brakujące dokumenty. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie mam się z
tym udać? - Zapytam grzecznie i uprzejmie, tak jak wyuczyła mnie tego
rodzicielka.
- O! To Ty jesteś Alice? Witaj w
"Słodkim Amorisie". Liczę na owocną współpracę. - Uśmiechnęła się,
ale poczułam się jakoś nieswojo. W tym ostatnim zdaniu wcale nie było słychać
sympatii. No, ale cóż. Nie przejęłam się, bo często zdarzało mi się coś
nad interpretować.
- Zrobię co w mojej mocy. - Utwierdziłam
ją w moich lichych zdolnościach. Nie byłam zbyt dobrą uczennicą, lecz nie musiała
o tym wiedzieć od samego początku.
- No dobrze. Dokumenty zanieś
Natanielowi, powinien być w pokoju gospodarzy. Jest od razu przy wejściu do
szkoły, znajdziesz. - Odparła i wróciła do przerwanych zajęć. Pożegnałam się,
po czym zniknęłam z pomieszczenia.
Zgodnie z poleceniem, odnalazłam daną
klasę. Zastukałam piąstką, a następnie przystanęłam w progu otwartego przejścia.
Przy biurku stał młody chłopak, trzymający niebieską teczką. Popatrzył po mnie,
rozchylając nieco wąskie usta. Jego nieprzeciętna uroda i rozkwitły życzliwy
uśmiech pozbawiły mnie resztek pewności siebie. Nie czułam się zbyt dobrze utrzymując
z nim tę dziwnie napiętą linię wzroku, więc uciekłam spojrzeniem gdzieś w bok.
Jednak po chwili wzięłam pod uwagę, iż jeśli chciałam pozytywnie załatwić jakąś
sprawę to nie mogłam się zachowywać jak nieśmiała dziewczynka. Odpowiedzialnej
i dojrzałej osobie nie przystoi tchórzostwo. Wróciłam z powrotem do złotych
oczu nieznajomego.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale
dyrektorka zleciła mi zanieść te dokumenty Natanielowi. – Mimo, że sprawiałam
wrażenie odważnej i opanowanej to mój głos zupełnie odbiegał od narzuconej
roli, będąc cichym i nieco łamliwym. Ta sprzeczność zawstydziła mnie,
ocieplając moje policzki. No pięknie, dalej bądź taką sierotą… Właściwie to
czym ja się przejmowałam? Tym co może o mnie pomyśleć jakaś zupełnie obcy mi typ?
Od kiedy ja się takimi rzeczami martwiłam? Prychnęłam w duchu, wracając do
mojego ignoranckiego charakteru. Chłopak podrapał się po jasnej czuprynie,
widocznie nie wiedząc jak zareagować na mój stan i moje wewnętrzne zmiany
nastroju.
- To ja jestem Nataniel. Ty musisz
być nową uczennicą? – Zaskoczył mnie. Obstawiałam, że szukałam jakiegoś zasmarkanego
okularnika z aparatem na zębach i nabrzmiałymi wargami od podlizywania się
radzie pedagogicznej, a tu proszę jaka niespodzianka. Zanim zmierzyłam się ze
swoim zadziwieniem, przybliżył się i ostrożnie zabrał pogniecioną kopertę A4 z
moich ramion.
-Tak, nazywam się Alice Loretti. –
Przedstawiłam się, powoli przyzwyczajając się do jego pięknego widoku. Musiałam
przyznać, iż był urodziwym młodzieńcem, aczkolwiek to tylko przyznanie czegoś
oczywistego, nic głębszego. Ja i zauroczenia to dwa niepasujące puzzle, które
nigdy się nie połączą. Przewodniczący, taką najwyraźniej pełnił tam funkcję, zerknął
do środka koperty, następnie odłożył ją na biurko i rzucił okiem jeszcze raz na
mnie.
- Zwiedziłaś już liceum? – Zapytał,
widocznie chcąc pomóc mi w orientacji i zaaklimatyzowaniu się, bądź po prostu
spełnić jeden ze swoich obowiązków. Jednakże nie zamierzałam się nad tym
rozczulać, gdyż przydałaby mi się ta mała wycieczka. Pokręciłam głową
przecząco, a on odłożył na bok szkolne sprawy i uśmiechnął się przyjacielsko.
- Jeśli nie śpieszysz się do domu to
mogę Cię oprowadzić. – Zaproponował uprzejmie, na co od razu przystałam:
- Skoro to nie kłopot. – Bez dalszego
obijania się, wyszliśmy na hol. Nataniel zamknął pomieszczenie na klucz i
schował go do kieszeni. Ruszyliśmy przed siebie w stronę wnętrza budynku. Jak
prawdziwy wycieczkowy przewodnik, ochoczo opowiadał o zakamarkach tej placówki.
Widać było, że spodobało mu się to zajęcie.
Po dość uciążliwej podroży po liceum,
odprowadził mnie do szkolnej bramy, przy okazji opowiadając o miejscach na podwórzu.
Niestety nie zwiedziłam ogrodu, ponieważ okazało się, że uczynny blondyn miał
alergię na pyłki. Pocieszałam się faktem, że przecież od następnego dnia będę
mogła udać się tam, kiedy tylko będę miała na to ochotę. Nataniel zaczął zawzięcie
coś opowiadać, lecz ja odleciałam myślami. Rozmarzona, wyobrażałam sobie ciepłe
popołudnia spędzone na pielęgnacji kwiatów. Tak, uwielbiałam to. Mogłam się
przy tym zrelaksować i odpłynąć w swój kolorowy świat… Moje upojne wyobrażenia
przerwał atak znienacka. Jakiś przedmiot odbił się od mojej czaszki, lądując w
piachu. Nataniel nerwowo rozglądał się za sprawcą, a ja pustym wzrokiem znalazłam
rzecz, którą mnie uraczono. Paczka papierosów? Naprawdę? No bez jaj.
- Co to miało być? – Krzyknął
Nataniel do kogoś.
- Trochę spudłowałem. Te blondi nie
gniewaj się, to miało być w tego ciula! – Odszczekał oprawca w czarnej skórze.
Jego bezczelność nagięła mój tchórzliwy charakter. Wściekła podniosłam śmieć i
odwdzięczyłam się, rzucając wprost w czoło farbowanego chama. Popatrzył na mnie
oszołomiony, tak samo zresztą jak Nataniel, a ja dumna uniosłam wyżej
podbródek, usatysfakcjonowana moją celnością.
- Już nie żyjesz! – Warknął, napinając się. Chyba musiałam go zdenerwować,
gdyż wstał z ławki i jak rozdrażniony byk ruszył w moją stronę, kładąc ciężkie,
dudniące w moim umyśle kroki. Niebezpieczeństwo zbliżało się nieuchronnie i
chociaż czułam się przestraszona to nie miałam zamiaru ustąpić. Nagle widok
bandyty zasłoniła mi śnieżnobiała biel eleganckiej koszulki. Nataniel stanął w
mojej obronie, zakrywając mnie swym szczupłym ciałem.
- Kastiel odpuść! – Wtrącił,
taranując mu drogę.
- Nie wtrącaj się frajerze! –
Popchnął go, przez co mój ochroniarz cofnął się na pół stopy. Napięta, złowroga
atmosfera rozlała się, zatruwając świeże powietrze. Wystarczyła iskra, jedno
nie potrzebne słowo, aby Nataniel stracił opanowanie i rozpoczęła się walka w
klatce. Na szczęście ze szkoły wybiegł nauczyciel, ingerując w sprawę.
- Pff głupszym się ustępuje! –
Burknął agresor, następnie zmył się w stronę sali gimnastycznej. Profesor i
Nataniel upewnili mnie, że mam się niczego nie bać. Że tamten chłopak tylko
wyglądał na takiego, który mógłby mnie skrzywdzić. Nie wierzyłam zbytnio w te
słowa, ale nie dałam tego po sobie poznać. Pożegnałam się i poszłam do domu.
Gdy
wróciłam do mojego nowego mieszkania, ciotka zapakowała nas do samochodu i
ruszyłyśmy na zakupy. Przyznała się, że dawno nikim się nie opiekowała, a sama
nie miała czasu, aby przyrządzać sobie posiłki czy chociażby jadać w domu.
Dlatego jej spiżarnia jest opustoszała. Wcale się temu nie dziwiłam, w końcu
była dość roztrzepaną kobietą. Ostrzegła, iż jej zdolności kucharskie są na
bardzo niskim poziomie. Dobrze, że chociaż ja potrafiłam coś ugotować. Zaproponowałam
jej kolację przygotowaną przeze mnie, gdyż nie bardzo widziała mi się opcja
jedzenia jakiegoś śmieciowego żarcia. Ucieszyło ją to, a swoją wdzięczność
okazała mi duszącym przytuleniem.
Kiedy
wszystko przygotowałam, za oknem było już ciemno. Ciotka zjadła z apetytem,
jakby rzeczywiście od pół wieku nie smakowała czegoś domowego. Zachwalała moje
kulinarne umiejętności, co było dla mnie trochę kłopotliwe, ponieważ nie
przywykłam do słów pochwały i nie wiedziałam, jak się do nich odpowiednio
ustosunkować.
Podczas zmywania naczyń, przyszła zapytać, czy coś mi jeszcze zostało. Odparłam
twierdząco, na co klasnęła w dłonie z aprobatą. Poprosiła mnie, abym zaniosła
pozostałości samotnemu sąsiadowi. Spodziewając się jakiegoś nieporadnego
staruszka, spełniłam jej prośbę. Zapakowałam resztki do pojemnika i przeszłam
na drugą stronę ulicy. Skrzypiąca furka była idealnie na wprost naszej, a że
nie była zamknięta, pozwoliłam sobie wtargnąć na podwórze. Ciche szczekanie
skomentowało mój czyn, jednakże zignorowałam je. Zadzwoniłam dzwonkiem i po
chwili drzwi uchyliły się. Otworzyłam usta, żeby wyjaśnić moje późne odwiedziny,
lecz szybko je zamknęłam. Widok mieszkańca zatkał mnie, tak samo jak i jego.
Spanikowana nie czekałam na jego reakcję, tylko impulsywnie wcisnęłam mu w ręce
kolację i z prędkością światła zmyłam się do domu. To spotkanie było straszne!
Marumi
korekta: 17.10.2016
Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)
Czekam na więcej. DON'T WORRY ~ ♥
OdpowiedzUsuńSiostra.... Jesteś przecież na bieżąco. I O CO CHODZI? mimo wszystko dzięki za nabicie komentarza :3 Ślę miłość ♥♥♥
UsuńAle super sie zapowiada 😊 czekam na więcej. WENYY!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 👌❤
Cieszę się przeogromnie. ♥ Również pozdrawiam :)
UsuńZabieram się do czytania Twojego opowiadania, trochę mi to zajmie, ale postaram się przeczytać każdy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Na razie miło się zapowiadani i na pewno, z pewnością, następny rozdział jest równie wciągający. Od zawsze podobało mi się imię Alice... mam do niego słabość :) Właśnie dlatego już polubiłam główną bohaterkę.. wydaje się naprawdę ciekawą osóbką ^^
UsuńPozdrawiam i życzę weny!
Dziękuję serdecznie :) też uwielbiam to imię, a akurat tutaj zapozyczylam je od mojej mamy :D
UsuńPowodzenia w czytaniu, kawał wyzwania przed Tobą. Doceniam to bardzo i napawa mnie to radością i taką dumą :P ^^