Gdy w niedzielny poranek zeszłam na dół, Kastiela o dziwo nie było.
Trochę mnie to zaskoczyło, bo znając tego łachudrę to myślałam, że łatwo sobie
nie pójdzie. Przynajmniej nie bez śniadania. Cóż, nawet dobrze.
Siedziałam w szkolnej ławce po męczącym weekendzie. Na szczęście udało
mi się wypocząć trochę wczoraj. Ciotka stwierdziła, iż musi opróżnić barek z trunków
jej byłego męża, bo nie nadają się do spożywania. Poparłam ją i pomogłam
powyrzucać alkohole, bo sama nie była w stanie. To była część jej przeszłości,
ciężko było się z nią rozstać, ale kiedyś trzeba. Aby iść naprzód, nie można
wciąż żyć wspomnieniami. A propos zapominania, kompletnie wyleciało mi z głowy
załatwienie podpisu pod zgodą na wycieczkę. Na szczęście pan Farazowski okazał
się wspaniałomyślny i pozwolił mi samej wypisać dokument, ze względu na pobyt
moich rodziców za granicą. Dodatkowo kazał mi się zastanowić, jakie przedmioty
chciałbym rozszerzyć w przyszłym roku szkolnym, bo każdy prócz mnie zdążył już
się zdeklarować.
Pierwsze lekcje minęły spokojnie. Czerwony łepek chyba czuje jeszcze
skutki popijawy, bo łaskawie zawitał dopiero na trzecią. Nikt jakoś nie
wspomina o wydarzeniach z tamtego wieczoru, no i dobrze. Znaczy to, że im się
nie podobało, co skutkuje brakiem takich niespodzianek w przyszłości. Najlepiej
uczyć się na błędach. Wędrowałam korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły, chcąc
zajrzeć do ogrodu. Jade mówił mi, iż praktycznie na każdej przerwie obiadowej
można go tam znaleźć.
- Heeeej Alice! Stój, zatrzymaj się na
moment! – Usłyszałam głośny krzyk znajomej mi osoby. A już chciałam pochwalić
nie ganianie mnie przez tą specyficzną osóbkę. Odwróciłam się, by spostrzec
falujące we wszystkie strony białe pasma oraz z gracją biegnącą Rozalię.
- O co chodzi? – Zapytałam, gdy podparła
się całym ciężarem o moje ramię, by nabrać powietrza. Jest dość cienka w
sporcie, to trzeba przyznać. Tylko dziwi mnie, że jeśli chodzi o kilkugodzinne
zakupy to jest pełna werwy, a jej kondycję można równać z zawodowym maratończykiem.
- Czy ty… - Odetchnęła ciężko. – … To
czytałaś? – Podała mi ściskaną gazetę. Jasne, bo mnie interesują jakieś
klozetowe pisemka.
- Nie. – Odparłam krótko, nawet nie
przyjmując szaro-czarnej makulatury.
- To dobrze. Już sobie pogadam z tą
Peggy, żeby coś takiego o tobie pisać. Przechodzi samą siebie. – Westchnęłam
nie bardzo tym przejęta. Świat dziennikarzy chyba na tym polega. Wymyślają
sobie swoje własne wersje wydarzeń i brną w temacie, aż zniszczą słabego
człowieka. – Poważnie! Zdenerwowała mnie. O, o! O wilku mowa. – Gorączkowała
się na widok zbliżającej się do nas reporterki. O matko, spojrzałam na drzwi,
które były tak bliskie, a tak dalekie. Jak się zagadają to je opuszczę, kwiatki
mnie wzywają, więc muszę odpowiedzieć na alarm.
- No i jak Alice? Świetnie cię opisałam,
nie? – Uśmiechnął się piegusek, unosząc w górę kciuka.
- No chyba nie! To stek bzdur! Czy ty
byłaś świadoma tego, co piszesz?! – Oburzała się Rozalia, podnosząc głos. No o
co jej chodzi? Czemu tak się przejmuje takimi pierdołami, skoro dotyczą mnie.
Jak ja sama mam to w czterech literach, nawet nie ciekawi mnie, co tam
faktycznie jest napisane.
- Byłam. Po obserwacji i krótkiej
wymianie zdań, taki profil wykreowała nasza nowa uczennica. – Odparła spokojnie
ze swoim uśmieszkiem. Pewnie długo ćwiczyła, żeby jej łatwo nie schodził.
- To ty sobie wykreowałaś. Poznałam Alice
bliżej i wcale nie jest zamkniętą w sobie, niewrażliwą ignorantką. No powiedz
sama, że to nieprawda. – Wskazała na mnie palcem, pewna siebie. Przykro mi, ale
nie mogę się z nią zgodzić. Widać Peggy jednak potrafi dostrzec prawdziwe
oblicze, a nie ślepo wierzy w swoją wersję. Słusznie mnie oceniła.
- Ale to jest prawda. – Odpowiedziałam
nieznacznie, sprawiając, iż na twarzy Rozalii zawitał cień zawodu, natomiast
uśmiech dziennikarki stał się jeszcze większy i dumniejszy.
- No i powiedz jeszcze, że twoje
upodobania miłosne to roślinki. – Wydukała sarkastycznie.
- Zgadza się. – Uśmiechnęłam się. – Dobra
ja was opuszczam, bo idę się właśnie spotkać z moją drugą połówką.
Wyszłam na zewnątrz natykając się na leżącego na ławce czerwonego
buntownika. Nie zwracając na niego większej uwagi powędrowałam w stronę
zielonego zakątka. Pustka. Dziś Jade tu nie ma. Nawet lepiej, choć chciałam
zapytać o moje zadania. Usiadłam na trawie i wyciągnęłam drugie śniadanie. Mogę
w spokoju zjeść, trzeba to wykorzystać.
- Wiedziałem, że mignęły mi jakieś blond
kudły. – Zerknęłam na stojącego Kastiela z fajką w ustach. Chowając dłonie w
kieszeniach rozejrzał się dookoła, po czym łakomie spojrzał na mój chlebak. Wyrzucił
peta i podszedł do mnie. – To dla mnie? Dziena, dziena. – Uśmiechnął się
zadziornie, zabierając mi mój posiłek.
- Jesteś bezczelny! – Warknęłam, gdy
zasiadł obok.
- Ta? Zapomniałaś, że jesteś mi to winna?
– Burknął, odwijając z papieru jedną z dwóch kanapek. W sumie jak teraz
wspomniał o „byciu komuś coś winnym” to przypomniałam sobie o bluzce Dajana.
Muszę dowiedzieć się od Rozalii, czy ona żyje. Bo mam złe przeczucia. – Masz. –
Machnął mi pudełkiem, jakby pozwalając zabrać drugą kanapkę. Popatrzyłam po nim
lekko zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że ten cham i prostak się podzieli.
- Dzięki za podzielenie się ze mną moim
śniadaniem. – Burknęłam odpakowując pieczywo.
- Drobiazg. – Uśmiechnął się cwanie,
mrugając jednym oczkiem. Zmarszczyłam brwi odrzucona gestem. Szkoda, że nie mam
czym go dźgnąć w te szare paczadło. Palca
mi szkoda.
- Rozalia! – Złapałam ją, gdy uciekała z
sali. Odwróciła się na pięcie, zdziwiona moim zagadaniem. To zazwyczaj jej
rola, nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Że biegam za kimś, tak się kończy
na siłę wciskanie się innych do twojego życia. – Coś ty zrobiła z tamtą bluzką
z soboty, którą mi ukradłaś? Bo muszę ją oddać Dajanowi. – Przeszłam do rzeczy,
bez zbędnego przedłużania. Dziewczyna podrapała się nerwowo po głowie i zrobiła
skrzywioną minę.
- Ona była jego? Wybacz Alice, ale pocięłam
ją i przerobiłam na coś lepszego. – Klepnęłam się w czoło. No i co ja teraz
powiem Dajanowi? Chyba mnie udusi. Dobra, trzeba wziąć za to odpowiedzialność.
Nie upilnowałam ciucha, więc to moja wina. – Jesteś zła? Przepraszam, nie
wiedziałam, że miałaś ją pożyczoną. – Wydukała składając dłonie razem w akcie
błagania o litość.
- Następnym razem zapytaj, nim podejmiesz
jakąś decyzję z cudzą rzeczą. Idę go przeprosić. – Odparłam, lecz za nim udam
się na salę gimnastyczną, wpierw pójdę umyć ręce, bo nie zdążyłam na
wcześniejszej przerwie, a trochę mam je brudne od siedzenia w ogrodzie.
Weszłam do łazienki mając wrażenie bycia śledzoną. Cóż, moje przeczucia
okazały się słuszne, gdy podczas mycia rąk zostałam okrążona przez Amber i jej
tandetną świtą.
- Nowa czy przypadkiem nie miałaś trzymać
się z dala od chłopców? – Wysyczała przez zaciśnięte zęby, przybliżając się do
mojego ucha.
- Niby. – Odparłam nieznacznie, mydląc
dłonie.
- Więc co ty kurna odwalasz? Jakieś
sobotnie randeczki z Natanielem? Prowokujesz mnie?! – Podniosła lekko głoś.
Hmm. Wcześniej czepiała się o Kastiela, teraz o niego. No fajnie, tak na dwa
fronty. Zerknęłam na nią jak na idiotkę.
- Nie mam zamiaru denerwować szkolnej królewny.
On sam się mnie uczepił, nie mogąc dostrzec jak głęboko mam to w czterech
literach. Nie wiem czy to ten tusz ci psuje wzrok, ale jakbyś nie zauważyła
staram się tu wszystkich zlewać i to wy nie dajecie mi spokoju. – Wyjaśniłam spokojnym
tonem, żeby to w końcu dotarło do jej wycyklinowanego mózgu, jeśli go w ogóle
posiada. Podłożyłam ręce pod strumień, aby zmyć mydlaną pianę.
- Jesteś chamska…
- Czyli masz Nataniela w dupie? –
Przerwała swojej chińskiej koleżance z zadowolonym uśmieszkiem.
- Tak.
- Pff. Wiedziałam, że za tą twoją słodką
buźką kryje się coś wstrętnego. Brawa dla twojej fałszywości, szmato. –
Wyszarpała wysokiej, wypiercingowanej towarzyszce
kubek i nalała do niego wody. – Może to zmyje twoją maskę. – Rzekła wylewając
mi zawartość na głowę. Zaśmiała się i wyszła.
Póki jest jeszcze przerwa pójdę przeprosić Dajana za pozwolenie
zniszczenia jego mienia. Mam nadzieję, że nie było dla niego cenne, bo chcę
jeszcze pożyć na tej zaniedbanej planecie. Nie przejmując się cieknącą z brody
wodą powędrowałam w stronę sali gimnastycznej z przekonaniem zastania tam tego
sportowego druha. Na szczęście się nie myliłam. Zapukałam w otwarte drewniane
drzwi, a trzymający piłkę pod pachą Dajan oderwał się od rozmowy z kimś, by
przywitać mnie szerokim uśmiechem.
- Witaj lalka, co cię tu sprowadza? –
Zapytał wypełniony energią skradzioną Rozalii.
- Właściwie to ty. – Oznajmiłam podchodząc
niepewnie. Zerknęłam na nieznajomego chudzielca, który bacznie mi się
przyglądał. Był prawie tak samo wysoki, jak murzyn. Czuję się teraz jakbym
stała z dwoma olbrzymami, mając zaledwie metr pięćdziesiąt dziewięć.
- Tak? To mnie zaskoczyłaś. O co chodzi?
- Ta sprawa dotyczy tylko nas dwojga. –
Złapałam się za ramię trochę zawstydzona.
- Ach to może ja was zostawię. Do
później. – Machnął ręką żywy kościotrup, zbliżając się do wyjścia. Jednak nim
wyszedł obejrzał się jeszcze za nami.
- Poczekaj chwilę. – Rzekł Dajan. Pobiegł
do szatni i szybko z niej wrócił. Zarzucił mi na głowę wymiętolony ręcznik. –
Powiedz jak to się dzieje, że co się spotykamy to jesteś mokra? – Zażartował tarmosząc
materiał, który pochłaniał wilgoć równocześnie kudłacąc moje włosy. Chłopak nie
był zbyt delikatny, bo pod wpływem ruchu podążała też moja głowa. Musiałam
odsunąć się kawałek, by przerwać tą nieświadomą torturę. Szmatka spadła mi na
ramiona, a ja popatrzyłam po zadowolonym sportowcu. – No, teraz możesz mi
wszystko wyznać.
- Wiesz, tak trochę głupio o tym mówić,
tym bardziej, iż nie znamy się prawie wcale. – Zaczęłam trochę nieśmiało. Jego
obecność nie była dla mnie zbytnio komfortowa, bo jak już wspominałam nie za
dobrze czuję się przy czarnoskórych osobach. Oblatuje mnie niewyjaśniony lęk,
sama nie wiem dlaczego, ponieważ nic do tych ludzi nie mam. Może to ta ich „inność”?
Ale czym oni się różnią? Kręgosłup mamy ten sam.
- Długość znajomości nie ma nic do rzeczy.
Czasem ludzie przebywający ze sobą kilka lat i myślący, że dobrze się znają, są
w wielkim błędzie. My nawet samych siebie do końca nie znamy, więc nie wstydź
się i mów otwarcie. Przecież cię nie zjem. – Mrugnął mi oczkiem na zachętę,
jakiś taki radosny. Muszę przyznać, iż trochę mnie zaskoczył. Powiedział coś
mądrego.
- No dobrze. Bo widzisz ta bluzka, którą
mi pożyczyłeś, niechcąco została pocięta na strzępy. – Oznajmiłam prosto z
mostu. Zszedł mu uśmiech, a jednak była dla niego ważna. Matko. – Mogłabym ją
dla ciebie odkupić? Albo czymś zastąpić? – Dawałam propozycje. Westchnął
smętnie.
- Tylko tyle chciałaś mi powiedzieć?
- Tak. – Ponownie smutno odetchnął.
- Nie przejmuj się. To był tylko ciuszek.
A ja myślałem, że wpadłem ci w oko. – Co? Wpaść w oko? Widać, iż mnie nie zna.
Zaczął przybliżać do mnie rękę. O nie, uderzy mnie? Zrobiłam krok do tyłu, cała
się kuląc, lecz on tylko zadziornie uszczypnął mój nos, śmiejąc się cicho. – To
ci się udało. – Pomasowałam lekko piekącą część twarzy.
- To co z rekompensatą? – Dopytałam nie
zwracając uwagi na jego śmiech.
- Nie potrzebuję żadnych szmatek, ale
mogłabyś oddać mi przysługę? – Założył ręce za głową.
- Zależy jaką?
Hej, witajcie :) Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam na tego bloga. Jakoś nie mogłam się zabrać za Alice, aż ostatnio naszła mnie wena i stworzyłam plan na kilkanaście kolejnych rozdziałów ^^
Co z tego, że w ogóle nie pasuje tu to zdjęcie, ale wsadzę, bo tak XD Zrobione w Paryżu w ubiegłym roku przy spełnianiu marzenia :) Tęsknię ;C
Nie lubię Cię od dziś!
OdpowiedzUsuńNie dość, że polsat to paryz ;-;
Rozdzial supi
Pozdrawiam :*
Witam bardzo serdecznie!
OdpowiedzUsuńBiedna cioteczka; nie dość, że struła siebie oraz kilku nieletnich alkoholem o niezidentyfikowanej nazwie, to jeszcze ów trunek okazał się być własnością jej byłego męża. Nie wiem, co jest gorsze - przytulanie kibla, czy mimowolne wspominanie ex małżonka. Mam jedynie nadzieję, że kobieta szybko wstawi nową szybę.
Jestem bardzo dumna z Alice. Całkowicie obeszło ją, że w szkolnej gazetce została uwieczniona jej skromna charakterystyka. Brawa dla tej dziewoi. Myślę, że większość nastolatek po prostu nazwymyślałaby Peggy, a później kroczyła po szkole dumna z siebie niczym paw. Jeżeli bohaterka ucieszyła mnie swoją szczerością oraz brakiem próby ukrycia faktycznej osobowości, tak absolutnie nie rozumiem, dlaczego nie zareagowała, kiedy Amber wylała jej wodę na głowę. Niby nic wielkiego się nie stało, ale do próby poniżenia Alice można ten czyn podciągnąć. Nawet jeżeli dziewczyna nie przejęła się tym. Ponadto mam przeczycie, że "naturalna piękność" w podskokach pogna do brata, aby przytoczyć mu słowa Alice. Spodziewam się, że chłopak nie będzie zadowolony, iż dziewczyna nie jest nim szczególnie zainteresowana. Nawet śmiem niuchać aferę z tym związaną.
Wiedziałam, że Rozalia poćwiartowała koszulkę Dajana. Pomyślałam o tym od razu, gdy tylko główna bohaterka przypomniała sobie o części garderoby, którą powierzyła białowłosej. Miło, że chłopak nie zdenerwował się na wieść o utracie wdzianka. Jednakże jego reakcja bardzo mnie zaskoczyła. Raczej się spodziewałam, że to Jade stworzy w głowie jakiekolwiek plany dotyczące Alice. A tu proszę, taka niespodzianka.
Na koniec życzę dużych ilości weny oraz chęci. Mam również nadzieję, że następny rozdział ukarze się wcześniej. Miło jest także słyszeć, że masz zarys dalszej fabuły - to dobrze, że wiesz mniej więcej, o czym będziesz pisać. Spontaniczność jest dobra, ale później trudno za nią nadążyć.
Do następnego!
Bo co tak długo ja tu umarłam z tęsknoty za Alice. Rozdział fajny. pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Harusia ❤
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńW końcu pojawiło się coś nowego:)Trochę musieliśmy czekać na rozdział, ale warto było:)
Akcja powoli nabiera tempa. Ciekawa jestem o jaką przysługę poprosi naszą bohaterkę Dajan... No i też interesuje mnie, czy Amber wykorzysta to co powiedziała Alice o Natanielu... Znając jej charakterek to pewnie tak, ale kto wie, co nam przyszykujesz ;)
Tak jak koleżankę wyżej, mnie też trochę uderzyło to, że Alice nie obroniła się przed Amber, tylko po prostu przyjęła tą wodę na siebie... Nie powinna jej tak po prostu odpuścić. Niby jej na niczym nie zależy, albo może inaczej - nie przejmuje się niczym i zlewa wszystko, ale żeby pozwolić na coś takiego? Myślałam, miałam nadzieję, że pokaże trochę tego swojego charakterku i da Amber nauczkę... Ale jeszcze nic straconego, może w kolejnym fragmencie przyszykuje dla niej zemstę?
Czekam na dalsze losy Alice z niecierpliwością;)
Ściskam mocno;)