Zadzwonił dzwonek głoszący wyczekiwany powrót do domu. Za nim jednak
oddam się w ramiona spokoju podeszłam do pakującej się Violetty. Z zeszytu
wypadła jej jakaś kartka, więc siłą rzeczy nachyliłam się, by podnieść ją z
ziemi. Podałam dziewczynie, a ona grzecznie mi podziękowała.
- Co potrzeba do stworzenia plakatu? – Zapytałam, pokładając nadzieje
na jakąś artystyczną poradę. Natomiast spotkałam tylko zdziwienie.
- Pomysłu. – Powiedziała cichutko, przenosząc wzrok na swoje lśniące
buciki. Jej nieśmiałość jest naprawdę urocza, taka charakteryzująca ją. Pewnie
kolor włosów to specjalne działanie, mające na celu sprawienie, aby nie
zniknęła w tłumie oraz aby zawsze o niej pamiętano. – A dlaczego pytasz? –
Dopytała ściskając skrawek swojej szarawej sukienki.
- Muszę ich kilka stworzyć. Kompletnie nie mam do tego głowy ani
zdolności, więc liczyłam na jakieś wskazówki od plastyczki. – Oni mają głowę wypełnioną
wyobraźnią i kontekstami. Nie to co ja, ukierunkowana tylko w ogrodnictwie.
- Jeśli chcesz to mogę ci z nimi pomóc. – Zaproponowała podnosząc
dzielnie oczy w chęci niesienia dobroci. Pewnie bym odmówiła, w końcu nie chcę
od nikogo być uzależnianym, ale tym razem zrobię wyjątek. Musi dobrze to
wyglądać graficznie, aby przyciągnąć uwagę.
- Chcesz do mnie przyjść czy wolisz to zrobić w szkole po zajęciach?
- Wolałabym cię odwiedzić. Będzie spokojniej. – W sumie to trafna
uwaga. Tutaj jest za dużo upierdliwych ludzi, którzy wtykają nosy w nie swoje
sprawy.
- Kiedy ci pasuje? – Ja akurat czas po szkole mam wolny, lecz ona z
pewnością szwenda się po jakiś dodatkowych zajęciach plastycznych.
- Może środa? – Zapytała wstydliwie, a ja uśmiechnęłam się zgadzając na
wyznaczony termin. Radośniejsza wyjęła z plecaka liliowy telefon powyklejany
kolorowymi naklejkami. – Podałabyś mi na wszelki wypadek twój numer? – Ściskała
go mocno, patrząc na mnie z lekko zaróżowionymi policzkami.
- Wybacz, ale nie posiadam komórki. – Odparłam. Nigdy jej jakoś nie
potrzebowałam, może jestem trochę zacofana, ale po co mi coś, z czego nie będę
zyskiwała żadnych korzyści.
- Ach, chyba że tak. – Powiedziała smutno. Schowała go z powrotem i
zarzuciła na ramię torbę wyglądającą na ciężką. Mamy te same lekcje, a moja nie
jest tak wypakowana. Tss plecaki plastyków, Bóg wie, co oni tam mają. Pod pachę
złapała zieloną teczkę i niewyraźnie się do mnie uśmiechnęła. – To ja uciekam,
do jutra Alice.
Gdy rankiem weszłam do szkoły, przy drzwiach do pokoju gospodarzy
napotkałam lekko przygnębionego Nataniela. Cóż, może ma gorszy dzień. Chciałam
go minąć, lecz mój stukot butów przyciągnął jego uwagę. Spojrzał na mnie, a
jego markotność ustąpiła wypisanemu zdenerwowaniu. Zatrzymałam się pozwalając mu
na nerwowe podejście.
- Alice mam do ciebie jedno pytanie. – Odparł marszcząc brwi,
widocznie czymś zaniepokojony.
- Słucham cię. – Potwierdziłam swoje słowa kiwnięciem głową, a chłopak
westchnął ciężko. Złapał się bokiem palców za czoło, po czym zniżył lekko wzrok
unikając patrzenia mi w oczy.
- Czy to prawda, że masz mnie gdzieś tak jak całą społeczność tej
szkoły? – Zapytał spokojnie, jednak dałam radę wyłapać cień nadziei, mówiący,
iż moja odpowiedź będzie przecząca. Niestety, skoro pyta to udzielę mu szczerej
odpowiedzi.
- Tak. – Wydukałam cicho, a chłopak w niedowierzaniu skrzyżował błękit
naszych tęczówek. Zawód zastąpił gniew, złość - rozczarowanie samym sobą.
Splotłam dłonie za plecami, przygotowując się emocjonalnie na wielki monolog,
na temat tego, jaką jestem fałszywą i okropną osobą. Jestem egoistką,
samotniczką i wszystkim, co najgorsze. Taka już jestem i lubię się taką, więc
przyzwyczaiłam się do tych określeń.
- Alice zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że będziesz teraz usilnie
zaprzeczać, a ty bez mrugnięcia okiem przytaknęłaś. Udana jesteś, wiesz? Ale
dobrze, skoro jestem dla ciebie utrapieniem to przestanę się o ciebie martwić.
Chciałem ci pomóc ze startem w nowym miejscem, jednakże okazuje się, iż nie
było warto się starać. Dam ci spokój ode mnie, tak jak pragniesz. Jeśli
dotkniesz samotności zobaczysz, jaka ona jest bolesna. Żegnaj. – Burknął strapiony,
po czym odszedł. Dziwne, nie wydarł się, nie powyzywał mnie, ani nic.
Spojrzałam na moje lekko drżące ręce. Więc czemu moje ciało zareagowało w taki
sposób?
Wyciągałam z szafki zeszyt na następną lekcję, gdy wielkie, szorstkie
dłonie pachnące damskimi perfumami przysłoniły mi widok. Ktoś stał za mną,
emanując ciepłem, które zbliżyło się do mojego karku. Czyjś spokojny, delikatny
oddech owiewał moją skórę.
- Zgadnij kto. – Głęboki, męski ton wdarł mi się w małżowinę uszną
docierając do mojej świadomości. Nie znałam tego głosu, zdawało mi się, że
gdzieś już go wcześniej słyszałam, ale nie jestem w stanie wskazać prawidłowego
właściciela. Szybka analiza. Ilu znam chłopców w tej szkole? Który byłby do
tego zdolny? Hmm… Tylko jedna osoba mi przychodzi na myśl.
- Perwers. – Usłyszałam rozbawione parsknięcie i poczułam wolność od
nieprzyjemnej bliskości. Spojrzałam za siebie na śmiejącego się Dakotę, zasłaniającego
swoje szczerzące zęby.
- No nie wierze, nikt mnie jeszcze tak nie nazwał. – Popatrzył na mnie
z iskierkami w oczach, próbujące mnie zaczarować. Pff. Na Hogwart go nie
przyjmą, marny z niego czarodziej.
- Ktoś musiał być tym pierwszym. – Odparłam wracając do przerwanego
zajęcia.
- A może zostaniesz pierwszą w innych sprawach? – Oparł się, zerkając
mi na twarz z zalotnym uśmieszkiem.
- To zostały ci jeszcze jakieś pierwsze razy? – Wypowiedziałam myśl na
głos, traktując ją jako pytanie retoryczne. Jednak on złapał moją rękę i
przysunął ją sobie bliżej do wykrzywionych ust.
- Tak. Taki specjalny zwany pierwszą miłością. – Przymykając lekko
oczy, ucałował mój palec serdeczny, służący do przyjęcia narzeczeńskiego
pierścionka.
- Dake twoje fanki cię szukają. – Przerwała tą dziwną sytuację
rudowłosa Iris, pojawiająca się znikąd. Chłopak kiwnął mi głową, po czym bez
słowa udał się do swoich miłośniczek. Eee on jest nie do ogarnięcia, serio.
Moja towarzyszka westchnęła z ulgą, widać zadowolenie z siebie z powodu
przepędzenia szkodnika. – Straszny jest. Uważaj na niego i te jego słówka. – Ostrzegła
mnie jak jakąś naiwną dziewczynkę, szukającą prawdziwej miłości. Pff, jak dla
mnie to niedomyślenia. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, abym kogoś nazwała „moim
ukochanym”. Zakluczyłam szafkę i spojrzałam na kierowany w moją stronę
przyjazny uśmiech.
- Iris nie martw się. Ja tu mam wszystkich i wszystko gdzieś. –
Oznajmiłam twardo, zdziwiona, że Nataniel nic jej nie powiedział. Liczyłam na
uzyskanie samotności oraz spokoju od ludzi, a tu nic się nie zmieniło.
- Alice nie oszukasz mnie tą swoją maską. Roza wszystkim naokoło
opowiada, jaka jesteś troskliwa. – Zaśmiała się lekko, strofując mnie w ten
sposób. Ja troskliwa? Rozłożyłam ręce w bezradności. Przecież wszystkich unikam,
więc kiedy niby pokazałam tą cechę? – Masz już dzisiaj podręcznik? – Zapytała
chcąc chyba zmienić temat. Kiwnęłam przecząco głową, a ona wzięła głęboki
wdech. Nie mam kasy na takie pierdoły. Nauczycielka męczy mnie już drugi
tydzień o tą książkę, jakby była bezcenna.
- Chcesz ze mną usiąść? Przynajmniej unikniesz monotonnego kazania. –
Zaproponowała wskazując na siebie kciukiem.
- Dzięki, ale nie skorzystam.
- Czemu? Pozwól mi zaczerpnąć radości z podzielenia się. – Skoro ujmuje
to w ten sposób, to ugnę trochę mojego zdystansowanego charakteru. I tak od
wczoraj robię wyjątki, więc kolejny raz mnie nie zbawi. Ale to już ostatni, bo
nie mogę dopuścić do przyzwyczajenia się do mnie i polubienia, gdyż raczej nigdy,
nie zostanie to odwzajemnione.
Po męczących lekcjach nadszedł czas dłużej przerwy obiadowej. Chcąc w
pełni wykorzystać minuty wolności udałam się prosto w stronę ogródka. Liczyłam
na spotkanie przewodniczącego klubu, by dopytać o moje obowiązki. Ku memu
szczęściu natrafiłam na niego, zajętego grzebaniem w szopce. Odstawiłam torbę w
miarę bezpieczne miejsce, po czym zwróciłam się do Jade z zapytaniem. Ten
uśmiechnął się serdecznie, wręczając mi konewkę.
- Idź podlej kwiatki w klasie biologicznej i geograficznej. Poradzisz
sobie? – Uniósł jedną brew do góry trochę prześmiewczo dla mojej kruchej
postury.
- Dam radę. – Odparłam zawzięcie, a chłopak wręczył mi klucze
uprzedzając o pilnowaniu ich jak oka w głowie. Podoba mi się jego przezorność.
Bez dalszej konwersacji powędrowałam pobrać wodę. Nabrałam jej trochę mniej, by
móc wyciągnąć wiadro na powierzchnię. Jednak dokucza mi moja słabość. Chciałabym
być silniejsza… Szkoda, że nie urodziłam się mężczyzną.
- Co tu kminisz mała? – Zerknęłam na Kastiela stojącego z dymiącym
papierosem w ustach. A ten tu czego? Odnoszę wrażenie, że od jakiegoś czasu
jestem przez niego prześladowana. Co za utrapienie.
- Nie interesuj się. – Oznajmiłam szorstko, przelewając wodę do
wnętrza konewki.
- Masz dla mnie śniadanie? – Prawdziwy z niego maniak moich kulinarnych
zdolności. Straszny. W sumie skoro już zakłóca moją codzienność to można go
jakoś wykorzystać, a dokładniej jego mięśnie.
- No pewnie. Weź to i chodź za mną. – Przynajmniej się do czegoś
przyda prócz uprzykrzania ludziom życia. O dziwo, bez marudzenia wykonał rozkaz
i podniósł konewkę z widoczną łatwością. Wyprostował się, patrząc na mnie
pytająco. Podeszłam do niego, stanęłam na palcach, po czym wyrwałam mu
papierosa i wtarłam go w podłoże.
- No ej! – Oburzył się niezadowolony.
- Do szkoły z tym nie wejdziesz.
Po nawodnieniu paprotek w sali geograficznej, powędrowaliśmy do klasy
podpisanej etykietką „biologia”. Kastiel nie sprzeciwiał się, nie zadawał
pytań, ani nic. Wiernie czekał na mnie w progu, chyba naprawdę zależało mu na
otrzymaniu nagrody. Gdy skończyłam wyznaczone zadanie ruszyłam w stronę wyjścia,
lecz ten głupek zatarasował mi przestrzeń, nie chcąc mnie przepuścić. Dopiero
teraz odnalazł język w gardle, by wyrazić swój bunt przeciwko traktowaniu go
jako tanią siłę roboczą.
- No i co z tym śniadaniem? – Zapytał krzyżując ręce na piersi.
- Serio myślałeś, że coś dla ciebie mam? – Zmarszczył brwi i
przymrużył oczy, a jego usta wykrzywiły się w dół w… zawodzie? Może złości?
Była to mieszanka tych dwóch emocji. Jednak wyraz jego twarzy uległ drastycznej
zmianie, kiedy przebiegł wzrokiem od czubka mojej głowy po same sznurowadła
szarych, upaćkanych trzewików.
- Mmm skoro nie ma normalnego posiłku to pozostaje zjeść mi ciebie. –
Jakoś ogarnął mnie niepokój i strach na widok jego łakomego uśmieszku oraz
migoczących w podekscytowaniu źrenicach.
- Nie próbuj! – Zagroziłam mu palcem, na co on tylko prychnął. Nagle
chwycił mnie za nadgarstek uniesionej ręki. Słabszą, lecz wolną lewicą podniósł
mnie jak nic niewarzący manekin i posadził na ławce. Nie zdążyłam nawet
odpowiednio zareagować, nim zostałam skutecznie unieruchomiona. Były to ułamki
sekundy, o których świadczyła wciąż odbijająca się od podłoża wypuszczona
konewka. Trzymał mnie mocno, tkwiąc między moim nogami. Nie mam pojęcia jak się
tam znalazł tak prędko i łatwo, chyba musi mieć w tym doświadczenie. Mierzył
mnie łowczym wzrokiem, wodząc po każdym calu odkrytych części ciała. – Puścisz
mnie?
- Cicho! Zastanawiam się, co by tu odgryźć. Oho. Już wiem. – Złączył
moje dłonie, ujmując je w silnym uścisku, aby drugą swoją ręką odgarnąć przeszkadzające
mu w żeru włosy. Kurczę! Wyrywanie na nic mi się nie zdaje, już wcześniej
przekonał mnie o swojej przewadze. Nie dam rady z nim wygrać, nawet nie mam jak
go odpowiednio kopnąć. Kurde! Niech sobie robi co chce, z nim to jak z
dzieckiem. Pobawi się, znudzi i zostawi. Nachylił się, żeby użreć płatek mojego
ucha. Och! Po ciele przeszedł mi nieopisywalny dreszcz. Był dziwny, tak jak ta
sytuacja. Ach! Wydałam z siebie przytłumiony jęk, gdy przejechał po ugryzieniu
swoich językiem. Ohyda! I w ogóle co to za dźwięk, to byłam ja? Masakra.
Odsunął się prędko, jakby nie spodziewając się mojej niewyjaśnionej reakcji. Na
jego durnej twarzy wymalował się szok, dzięki któremu mogłam wyrwać ręce. Dla
oprzytomnienia walnęłam go w ryj.
- Idiota! – Tylko to określenie przyszło mi do głowy, jednak ten nic
sobie z tego nie zrobił. Zadowolony dotknął palcem czubka języka z perwersyjnym
uśmieszkiem i błyskiem w oczach.
- Jesteś całkiem słodziutka. Jeśli jutro mi nie przygotujesz lunchu to
spróbuję cię w innych miejscach. – Pokazałabym mu środkowy palec, ale mam w
sobie odrobinę dobrego wychowania.
Hej! Znów po długiej nieobecności, ale wiecie - koniec semestru = walka o oceny :P W tym tygodniu postaram się nadgonić fragmenty o Alice :) Kolejny rozdział mam już napisany w połowie, więc liczę na wrzucenie go dość szybko ^^ Tak przy okazji, dołączam rysunek mojej siostry:
Słodziusia, prawda? Dziękuję Ci Dragon Animation >>jej blog<<
Naprawdę kochany gest!
Cześć! Dopiero skończyłam nadrabiać rozdziały i muszę przyznać, że mi się podoba! Bardzo fajna fabuła jak do tej pory, cudowna długość postów, nie widziałam żadnych błędów. Masz cudowny styl pisania, taki leciutki.
OdpowiedzUsuńObrazek śliczny^^ Taki słodki
Zaraz się wezmę za Twój drugi blog, bo nie chciałam zaczynac dwóch naraz, bo znowu by mi się wszystko pokićkało.
Tak na koniec zapraszam do siebie, również piszę o Słodkim Flircie, ale w zupełnie innym klimacie: http://shade-of-scream.blogspot.com/
Pozdrawiam i ślę mooolto weny :D
Cześć!
OdpowiedzUsuńNo, no, no... Końcówka obłędna! Wydaje mi się, że Alice sama sobie wmówiła, że jest jej wszystko obojętne. Reakcje dziewczyny pokazują, że ma uczucia, nawet jeżeli ciężko jest jej się do nich przyznać przed samą sobą.
Jeżeli chodzi o te plakaty, to o to ją poprosił Dajan? Chyba dobrze wywnioskowałam?
Fajnie, że Violetta jej w tym pomoże. Może przed kimś takim cichym i nieśmiałym, nasza bohaterka w końcu się otworzy?
Biedny Nataniel zawiódł się na Alice, ale chwali jej się to, że nie wymyślała jakiś wymówek, tylko postawiła powiedzieć prawdę. Tylko wydaje mi się, że ta cała prawda nawet jej tak do końca nie przypadła do gustu...
Fajnie, że za niedługo pojawi się nowy rozdział;)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Przybyłam. Zobaczyłam. I będę komentować.
OdpowiedzUsuńNa początku pragnę powiedzieć, że cieszę się z nowego rozdziału niezmiernie. Brakowało mnie Alice i z ogromną radością dorwałam się do nowej dawki jej życia samotniczki. Ponadto bardzo uroczy rysunek. (*o*)
W drugim początku chciałabym podziękować mojej przedmówczyni, albowiem sama na pewno nie wpadłabym, że te plakaty są powiązane z prośbą Dajana. Kurczę, dopiero pierwszy oficjalny dzień wolnego (bo weekend się przecież nie liczy), a ja już przestaje kojarzyć fakty. Aż strach pomyśleć, co będzie za tydzień. Może w ogóle zapomnę jak się nazywam...
Dobra, teraz przechodzimy do tej najwłaściwszej części komentarza. Wiedziałam, że Amber poleci do brata, by mu o wszystkim powiedzieć. Już widzę, jak o mały włos nie zabija się na wysokich szpilkach, tak szybko biegła. Podziwiam Alice, że miała odwagę bez zbędnego zająknięcia przyznać się do braku zainteresowania osobą Nataniela. Za pewne większość ludzi na jej miejscu zaczęłaby się tłumaczyć, próbując jakoś załagodzić sytuację. Ale nie Alice - ona trwa w przekonaniu, że nikogo nie potrzebuje. Czekam na zmianę jej sposobu myślenia i raduje mnie fakt, że już powoli coś się dzieje z jej osobowością. Na całe szczęście nie są to radykalne zmiany, albowiem byłoby to niezwykle sztuczne. A sztuczności nie lubimy i staramy się jej unikać niczym ognia.
Sytuacja z Kastielem najlepiej zobrazowała, że główna bohaterka nie jest żyjącą skorupą bez uczuć. Przyznam, iż trochę się zdziwiłam jej nagłą reakcją, a omal nie spadłam z fotela, gdy czerwonowłosego również zamurowało. Serio, Kas, serio?(o_O)
Życzę dużo weny oraz czasu do tworzenia. Z zapartym tchem będę wyczekiwać nowej dawki przygód Alice.
Do napisania!