24 stycznia 2016

Otulona uczuciem - Fragment 24

Zadzwonił dzwonek głoszący wyczekiwany powrót do domu. Za nim jednak oddam się w ramiona spokoju podeszłam do pakującej się Violetty. Z zeszytu wypadła jej jakaś kartka, więc siłą rzeczy nachyliłam się, by podnieść ją z ziemi. Podałam dziewczynie, a ona grzecznie mi podziękowała.
- Co potrzeba do stworzenia plakatu? – Zapytałam, pokładając nadzieje na jakąś artystyczną poradę. Natomiast spotkałam tylko zdziwienie.
- Pomysłu. – Powiedziała cichutko, przenosząc wzrok na swoje lśniące buciki. Jej nieśmiałość jest naprawdę urocza, taka charakteryzująca ją. Pewnie kolor włosów to specjalne działanie, mające na celu sprawienie, aby nie zniknęła w tłumie oraz aby zawsze o niej pamiętano. – A dlaczego pytasz? – Dopytała ściskając skrawek swojej szarawej sukienki.
- Muszę ich kilka stworzyć. Kompletnie nie mam do tego głowy ani zdolności, więc liczyłam na jakieś wskazówki od plastyczki. – Oni mają głowę wypełnioną wyobraźnią i kontekstami. Nie to co ja, ukierunkowana tylko w ogrodnictwie.
- Jeśli chcesz to mogę ci z nimi pomóc. – Zaproponowała podnosząc dzielnie oczy w chęci niesienia dobroci. Pewnie bym odmówiła, w końcu nie chcę od nikogo być uzależnianym, ale tym razem zrobię wyjątek. Musi dobrze to wyglądać graficznie, aby przyciągnąć uwagę.
- Chcesz do mnie przyjść czy wolisz to zrobić w szkole po zajęciach?
- Wolałabym cię odwiedzić. Będzie spokojniej. – W sumie to trafna uwaga. Tutaj jest za dużo upierdliwych ludzi, którzy wtykają nosy w nie swoje sprawy.
- Kiedy ci pasuje? – Ja akurat czas po szkole mam wolny, lecz ona z pewnością szwenda się po jakiś dodatkowych zajęciach plastycznych.
- Może środa? – Zapytała wstydliwie, a ja uśmiechnęłam się zgadzając na wyznaczony termin. Radośniejsza wyjęła z plecaka liliowy telefon powyklejany kolorowymi naklejkami. – Podałabyś mi na wszelki wypadek twój numer? – Ściskała go mocno, patrząc na mnie z lekko zaróżowionymi policzkami.
- Wybacz, ale nie posiadam komórki. – Odparłam. Nigdy jej jakoś nie potrzebowałam, może jestem trochę zacofana, ale po co mi coś, z czego nie będę zyskiwała żadnych korzyści.
- Ach, chyba że tak. – Powiedziała smutno. Schowała go z powrotem i zarzuciła na ramię torbę wyglądającą na ciężką. Mamy te same lekcje, a moja nie jest tak wypakowana. Tss plecaki plastyków, Bóg wie, co oni tam mają. Pod pachę złapała zieloną teczkę i niewyraźnie się do mnie uśmiechnęła. – To ja uciekam, do jutra Alice.

Gdy rankiem weszłam do szkoły, przy drzwiach do pokoju gospodarzy napotkałam lekko przygnębionego Nataniela. Cóż, może ma gorszy dzień. Chciałam go minąć, lecz mój stukot butów przyciągnął jego uwagę. Spojrzał na mnie, a jego markotność ustąpiła wypisanemu zdenerwowaniu. Zatrzymałam się pozwalając mu na nerwowe podejście.
- Alice mam do ciebie jedno pytanie. – Odparł marszcząc brwi, widocznie czymś zaniepokojony.
- Słucham cię. – Potwierdziłam swoje słowa kiwnięciem głową, a chłopak westchnął ciężko. Złapał się bokiem palców za czoło, po czym zniżył lekko wzrok unikając patrzenia mi w oczy.
- Czy to prawda, że masz mnie gdzieś tak jak całą społeczność tej szkoły? – Zapytał spokojnie, jednak dałam radę wyłapać cień nadziei, mówiący, iż moja odpowiedź będzie przecząca. Niestety, skoro pyta to udzielę mu szczerej odpowiedzi.
- Tak. – Wydukałam cicho, a chłopak w niedowierzaniu skrzyżował błękit naszych tęczówek. Zawód zastąpił gniew, złość - rozczarowanie samym sobą. Splotłam dłonie za plecami, przygotowując się emocjonalnie na wielki monolog, na temat tego, jaką jestem fałszywą i okropną osobą. Jestem egoistką, samotniczką i wszystkim, co najgorsze. Taka już jestem i lubię się taką, więc przyzwyczaiłam się do tych określeń.
- Alice zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że będziesz teraz usilnie zaprzeczać, a ty bez mrugnięcia okiem przytaknęłaś. Udana jesteś, wiesz? Ale dobrze, skoro jestem dla ciebie utrapieniem to przestanę się o ciebie martwić. Chciałem ci pomóc ze startem w nowym miejscem, jednakże okazuje się, iż nie było warto się starać. Dam ci spokój ode mnie, tak jak pragniesz. Jeśli dotkniesz samotności zobaczysz, jaka ona jest bolesna. Żegnaj. – Burknął strapiony, po czym odszedł. Dziwne, nie wydarł się, nie powyzywał mnie, ani nic. Spojrzałam na moje lekko drżące ręce. Więc czemu moje ciało zareagowało w taki sposób?

Wyciągałam z szafki zeszyt na następną lekcję, gdy wielkie, szorstkie dłonie pachnące damskimi perfumami przysłoniły mi widok. Ktoś stał za mną, emanując ciepłem, które zbliżyło się do mojego karku. Czyjś spokojny, delikatny oddech owiewał moją skórę.
- Zgadnij kto. – Głęboki, męski ton wdarł mi się w małżowinę uszną docierając do mojej świadomości. Nie znałam tego głosu, zdawało mi się, że gdzieś już go wcześniej słyszałam, ale nie jestem w stanie wskazać prawidłowego właściciela. Szybka analiza. Ilu znam chłopców w tej szkole? Który byłby do tego zdolny? Hmm… Tylko jedna osoba mi przychodzi na myśl.
- Perwers. – Usłyszałam rozbawione parsknięcie i poczułam wolność od nieprzyjemnej bliskości. Spojrzałam za siebie na śmiejącego się Dakotę, zasłaniającego swoje szczerzące zęby.
- No nie wierze, nikt mnie jeszcze tak nie nazwał. – Popatrzył na mnie z iskierkami w oczach, próbujące mnie zaczarować. Pff. Na Hogwart go nie przyjmą, marny z niego czarodziej.
- Ktoś musiał być tym pierwszym. – Odparłam wracając do przerwanego zajęcia.
- A może zostaniesz pierwszą w innych sprawach? – Oparł się, zerkając mi na twarz z zalotnym uśmieszkiem.
- To zostały ci jeszcze jakieś pierwsze razy? – Wypowiedziałam myśl na głos, traktując ją jako pytanie retoryczne. Jednak on złapał moją rękę i przysunął ją sobie bliżej do wykrzywionych ust.
- Tak. Taki specjalny zwany pierwszą miłością. – Przymykając lekko oczy, ucałował mój palec serdeczny, służący do przyjęcia narzeczeńskiego pierścionka.
- Dake twoje fanki cię szukają. – Przerwała tą dziwną sytuację rudowłosa Iris, pojawiająca się znikąd. Chłopak kiwnął mi głową, po czym bez słowa udał się do swoich miłośniczek. Eee on jest nie do ogarnięcia, serio. Moja towarzyszka westchnęła z ulgą, widać zadowolenie z siebie z powodu przepędzenia szkodnika. – Straszny jest. Uważaj na niego i te jego słówka. – Ostrzegła mnie jak jakąś naiwną dziewczynkę, szukającą prawdziwej miłości. Pff, jak dla mnie to niedomyślenia. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, abym kogoś nazwała „moim ukochanym”. Zakluczyłam szafkę i spojrzałam na kierowany w moją stronę przyjazny uśmiech.
- Iris nie martw się. Ja tu mam wszystkich i wszystko gdzieś. – Oznajmiłam twardo, zdziwiona, że Nataniel nic jej nie powiedział. Liczyłam na uzyskanie samotności oraz spokoju od ludzi, a tu nic się nie zmieniło.
- Alice nie oszukasz mnie tą swoją maską. Roza wszystkim naokoło opowiada, jaka jesteś troskliwa. – Zaśmiała się lekko, strofując mnie w ten sposób. Ja troskliwa? Rozłożyłam ręce w bezradności. Przecież wszystkich unikam, więc kiedy niby pokazałam tą cechę? – Masz już dzisiaj podręcznik? – Zapytała chcąc chyba zmienić temat. Kiwnęłam przecząco głową, a ona wzięła głęboki wdech. Nie mam kasy na takie pierdoły. Nauczycielka męczy mnie już drugi tydzień o tą książkę, jakby była bezcenna.
- Chcesz ze mną usiąść? Przynajmniej unikniesz monotonnego kazania. – Zaproponowała wskazując na siebie kciukiem.
- Dzięki, ale nie skorzystam.
- Czemu? Pozwól mi zaczerpnąć radości z podzielenia się. – Skoro ujmuje to w ten sposób, to ugnę trochę mojego zdystansowanego charakteru. I tak od wczoraj robię wyjątki, więc kolejny raz mnie nie zbawi. Ale to już ostatni, bo nie mogę dopuścić do przyzwyczajenia się do mnie i polubienia, gdyż raczej nigdy, nie zostanie to odwzajemnione.

Po męczących lekcjach nadszedł czas dłużej przerwy obiadowej. Chcąc w pełni wykorzystać minuty wolności udałam się prosto w stronę ogródka. Liczyłam na spotkanie przewodniczącego klubu, by dopytać o moje obowiązki. Ku memu szczęściu natrafiłam na niego, zajętego grzebaniem w szopce. Odstawiłam torbę w miarę bezpieczne miejsce, po czym zwróciłam się do Jade z zapytaniem. Ten uśmiechnął się serdecznie, wręczając mi konewkę.
- Idź podlej kwiatki w klasie biologicznej i geograficznej. Poradzisz sobie? – Uniósł jedną brew do góry trochę prześmiewczo dla mojej kruchej postury.
- Dam radę. – Odparłam zawzięcie, a chłopak wręczył mi klucze uprzedzając o pilnowaniu ich jak oka w głowie. Podoba mi się jego przezorność. Bez dalszej konwersacji powędrowałam pobrać wodę. Nabrałam jej trochę mniej, by móc wyciągnąć wiadro na powierzchnię. Jednak dokucza mi moja słabość. Chciałabym być silniejsza… Szkoda, że nie urodziłam się mężczyzną.
- Co tu kminisz mała? – Zerknęłam na Kastiela stojącego z dymiącym papierosem w ustach. A ten tu czego? Odnoszę wrażenie, że od jakiegoś czasu jestem przez niego prześladowana. Co za utrapienie.
- Nie interesuj się. – Oznajmiłam szorstko, przelewając wodę do wnętrza konewki.
- Masz dla mnie śniadanie? – Prawdziwy z niego maniak moich kulinarnych zdolności. Straszny. W sumie skoro już zakłóca moją codzienność to można go jakoś wykorzystać, a dokładniej jego mięśnie.
- No pewnie. Weź to i chodź za mną. – Przynajmniej się do czegoś przyda prócz uprzykrzania ludziom życia. O dziwo, bez marudzenia wykonał rozkaz i podniósł konewkę z widoczną łatwością. Wyprostował się, patrząc na mnie pytająco. Podeszłam do niego, stanęłam na palcach, po czym wyrwałam mu papierosa i wtarłam go w podłoże.
- No ej! – Oburzył się niezadowolony.
- Do szkoły z tym nie wejdziesz.

Po nawodnieniu paprotek w sali geograficznej, powędrowaliśmy do klasy podpisanej etykietką „biologia”. Kastiel nie sprzeciwiał się, nie zadawał pytań, ani nic. Wiernie czekał na mnie w progu, chyba naprawdę zależało mu na otrzymaniu nagrody. Gdy skończyłam wyznaczone zadanie ruszyłam w stronę wyjścia, lecz ten głupek zatarasował mi przestrzeń, nie chcąc mnie przepuścić. Dopiero teraz odnalazł język w gardle, by wyrazić swój bunt przeciwko traktowaniu go jako tanią siłę roboczą.
- No i co z tym śniadaniem? – Zapytał krzyżując ręce na piersi.
- Serio myślałeś, że coś dla ciebie mam? – Zmarszczył brwi i przymrużył oczy, a jego usta wykrzywiły się w dół w… zawodzie? Może złości? Była to mieszanka tych dwóch emocji. Jednak wyraz jego twarzy uległ drastycznej zmianie, kiedy przebiegł wzrokiem od czubka mojej głowy po same sznurowadła szarych, upaćkanych trzewików.
- Mmm skoro nie ma normalnego posiłku to pozostaje zjeść mi ciebie. – Jakoś ogarnął mnie niepokój i strach na widok jego łakomego uśmieszku oraz migoczących w podekscytowaniu źrenicach.
- Nie próbuj! – Zagroziłam mu palcem, na co on tylko prychnął. Nagle chwycił mnie za nadgarstek uniesionej ręki. Słabszą, lecz wolną lewicą podniósł mnie jak nic niewarzący manekin i posadził na ławce. Nie zdążyłam nawet odpowiednio zareagować, nim zostałam skutecznie unieruchomiona. Były to ułamki sekundy, o których świadczyła wciąż odbijająca się od podłoża wypuszczona konewka. Trzymał mnie mocno, tkwiąc między moim nogami. Nie mam pojęcia jak się tam znalazł tak prędko i łatwo, chyba musi mieć w tym doświadczenie. Mierzył mnie łowczym wzrokiem, wodząc po każdym calu odkrytych części ciała. – Puścisz mnie?
- Cicho! Zastanawiam się, co by tu odgryźć. Oho. Już wiem. – Złączył moje dłonie, ujmując je w silnym uścisku, aby drugą swoją ręką odgarnąć przeszkadzające mu w żeru włosy. Kurczę! Wyrywanie na nic mi się nie zdaje, już wcześniej przekonał mnie o swojej przewadze. Nie dam rady z nim wygrać, nawet nie mam jak go odpowiednio kopnąć. Kurde! Niech sobie robi co chce, z nim to jak z dzieckiem. Pobawi się, znudzi i zostawi. Nachylił się, żeby użreć płatek mojego ucha. Och! Po ciele przeszedł mi nieopisywalny dreszcz. Był dziwny, tak jak ta sytuacja. Ach! Wydałam z siebie przytłumiony jęk, gdy przejechał po ugryzieniu swoich językiem. Ohyda! I w ogóle co to za dźwięk, to byłam ja? Masakra. Odsunął się prędko, jakby nie spodziewając się mojej niewyjaśnionej reakcji. Na jego durnej twarzy wymalował się szok, dzięki któremu mogłam wyrwać ręce. Dla oprzytomnienia walnęłam go w ryj.
- Idiota! – Tylko to określenie przyszło mi do głowy, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił. Zadowolony dotknął palcem czubka języka z perwersyjnym uśmieszkiem i błyskiem w oczach.
- Jesteś całkiem słodziutka. Jeśli jutro mi nie przygotujesz lunchu to spróbuję cię w innych miejscach. – Pokazałabym mu środkowy palec, ale mam w sobie odrobinę dobrego wychowania.


Hej! Znów po długiej nieobecności, ale wiecie - koniec semestru = walka o oceny :P W tym tygodniu postaram się nadgonić fragmenty o Alice :) Kolejny rozdział mam już napisany w połowie, więc liczę na wrzucenie go dość szybko ^^ Tak przy okazji, dołączam rysunek mojej siostry:
Słodziusia, prawda? Dziękuję Ci Dragon Animation >>jej blog<<
Naprawdę kochany gest!


3 komentarze:

  1. Cześć! Dopiero skończyłam nadrabiać rozdziały i muszę przyznać, że mi się podoba! Bardzo fajna fabuła jak do tej pory, cudowna długość postów, nie widziałam żadnych błędów. Masz cudowny styl pisania, taki leciutki.
    Obrazek śliczny^^ Taki słodki
    Zaraz się wezmę za Twój drugi blog, bo nie chciałam zaczynac dwóch naraz, bo znowu by mi się wszystko pokićkało.
    Tak na koniec zapraszam do siebie, również piszę o Słodkim Flircie, ale w zupełnie innym klimacie: http://shade-of-scream.blogspot.com/
    Pozdrawiam i ślę mooolto weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!

    No, no, no... Końcówka obłędna! Wydaje mi się, że Alice sama sobie wmówiła, że jest jej wszystko obojętne. Reakcje dziewczyny pokazują, że ma uczucia, nawet jeżeli ciężko jest jej się do nich przyznać przed samą sobą.
    Jeżeli chodzi o te plakaty, to o to ją poprosił Dajan? Chyba dobrze wywnioskowałam?
    Fajnie, że Violetta jej w tym pomoże. Może przed kimś takim cichym i nieśmiałym, nasza bohaterka w końcu się otworzy?
    Biedny Nataniel zawiódł się na Alice, ale chwali jej się to, że nie wymyślała jakiś wymówek, tylko postawiła powiedzieć prawdę. Tylko wydaje mi się, że ta cała prawda nawet jej tak do końca nie przypadła do gustu...

    Fajnie, że za niedługo pojawi się nowy rozdział;)

    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybyłam. Zobaczyłam. I będę komentować.
    Na początku pragnę powiedzieć, że cieszę się z nowego rozdziału niezmiernie. Brakowało mnie Alice i z ogromną radością dorwałam się do nowej dawki jej życia samotniczki. Ponadto bardzo uroczy rysunek. (*o*)
    W drugim początku chciałabym podziękować mojej przedmówczyni, albowiem sama na pewno nie wpadłabym, że te plakaty są powiązane z prośbą Dajana. Kurczę, dopiero pierwszy oficjalny dzień wolnego (bo weekend się przecież nie liczy), a ja już przestaje kojarzyć fakty. Aż strach pomyśleć, co będzie za tydzień. Może w ogóle zapomnę jak się nazywam...
    Dobra, teraz przechodzimy do tej najwłaściwszej części komentarza. Wiedziałam, że Amber poleci do brata, by mu o wszystkim powiedzieć. Już widzę, jak o mały włos nie zabija się na wysokich szpilkach, tak szybko biegła. Podziwiam Alice, że miała odwagę bez zbędnego zająknięcia przyznać się do braku zainteresowania osobą Nataniela. Za pewne większość ludzi na jej miejscu zaczęłaby się tłumaczyć, próbując jakoś załagodzić sytuację. Ale nie Alice - ona trwa w przekonaniu, że nikogo nie potrzebuje. Czekam na zmianę jej sposobu myślenia i raduje mnie fakt, że już powoli coś się dzieje z jej osobowością. Na całe szczęście nie są to radykalne zmiany, albowiem byłoby to niezwykle sztuczne. A sztuczności nie lubimy i staramy się jej unikać niczym ognia.
    Sytuacja z Kastielem najlepiej zobrazowała, że główna bohaterka nie jest żyjącą skorupą bez uczuć. Przyznam, iż trochę się zdziwiłam jej nagłą reakcją, a omal nie spadłam z fotela, gdy czerwonowłosego również zamurowało. Serio, Kas, serio?(o_O)
    Życzę dużo weny oraz czasu do tworzenia. Z zapartym tchem będę wyczekiwać nowej dawki przygód Alice.
    Do napisania!

    OdpowiedzUsuń